W sobotę, 4 sierpnia, przypadła pierwsza rocznica tego bloga. Miałam wielkie plany, by właśnie wtedy dodać nowy rozdział, ale ponieważ cały dzień spędziłam w podróży, nie dałam rady. Dlatego właśnie notka pojawia się dzisiaj - mam nieśmiałą nadzieję, że się wam spodoba
~*~
Początek
nowego semestru nie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem w kręgach
uczniowskich. W teorii, powinni oni wrócić po świątecznej labie świeżsi i
wypoczęci; w praktyce jednak siły, które udało im się zregenerować podczas
świąt, wyczerpali na nowo podczas sylwestrowych hulanek. Tak więc w
poniedziałek, drugiego stycznia, po zamkowych korytarzach snuli się bladzi i
osłabieni przedstawiciele płci obojga. Najmizerniej prezentowali się szósto- i
siódmoklasiści, po których nie tak trudno było zgadnąć, że nie do końca
przestrzegali oni nakazu wstrzemięźliwości alkoholowej przed osiągnięciem
pełnoletniości i ukończeniem szkoły.
Krajobraz pokrywała cienka warstwa
białego puchu, było jednak stosunkowo ciepło – wyglądało na to, że jeśli w
najbliższych dniach temperatura nie spadnie w sposób gwałtowny, śnieg stopnieje
i dookoła na nowo zapanuje dobrze wszystkim znana i większości znienawidzona bezlitosna,
przytłaczająca szarość. Był to najbardziej ponury scenariusz, niestety również
najbardziej prawdopodobny.
Peter Pettigrew westchnął ciężko, na
powrót starając się skupić na treści zadania dodatkowego, które dała mu
McGonagall. Był pierwszy dzień nowego semestru, a on już zarobił karną pracę
domową, ponieważ jako jedyny nie wiedział, jak brzmi prawo Coloumbosa, a także
nie umiał go zastosować w praktyce. Podrapał się po nosie końcówką pióra, z
rozpaczą spoglądając na wymiętą stronicę Transmutacji
dla zaawansowanych. Równie dobrze mogła być zapisana hieroglifami, bo i tak
nic a nic z tego nie pojmował.
Poczuł
przypływ paniki. Dobrze wiedział, że profesor McGonagall niechętnie przyjęła go
do swojej klasy owutemowej. Zdawał sobie też sprawę, że obdarzyła kredytem
zaufania zarówno jego, jak i jego przyjaciół. A teraz właśnie zawodził na całej
linii, bo pomimo wielu godzin spędzonych z Remusem, który powoli i z olbrzymią
dozą wyrozumiałości usiłował wepchnąć mu wiedzę do głowy, Peter nadal
pozostawał głupi jak but i nie potrafił poradzić sobie z najprostszym zadaniem.
Odetchnął głęboko,
z trudem panując nad drżeniem rąk. Jeszcze raz. Powoli, spokojnie. To przecież
nie może być takie trudne.
***
Drzwi biblioteki zatrzasnęły się za
nią, ominęła jednak wzrokiem potępiające spojrzenie pani Pince. Głupia sklątka
była przewrażliwiona. Debbie była stuprocentowo pewna, że ten trwający ułamek
sekundy hałas nie przeszkodził nikomu w nauce, a już na pewno nie zakłócił
spokoju tysięcy zakurzonych książek spoczywających na półkach.
Była
zła. Ta jej złość jakby parowała i tworzyła migoczącą otoczkę wokół całej jej
postaci, kiedy tak szła zamaszyście wzdłuż długich stołów oświetlonych nikłym
światłem lampek bibliotecznych. Pruła do przodu, a jej błękitno-fioletowe włosy
zostawiały za sobą barwne smugi, podczas gdy zza dużych okularów padały
błyskawice. Była wściekła. I nie chciała nikogo na swojej drodze.
***
Od Sylwestra minęły zaledwie dwa
dni, ale Lily z ulgą odnotowała, że nikt z jej znajomych nie zauważył, że
doszło wtedy do jakiejś konfrontacji pomiędzy nią a Niką. Na szczęście wszystko
wskazywało na to, że goście byli zbyt pochłonięci nadejściem nowego roku,
szampanem lub poszerzaniem znajomości z płcią przeciwną, ewentualnie w innej
kolejności, by zauważyć tę epicką wręcz scenę rozgrywającą się na samym środku
sali. Lily wytrwale powtarzała sobie, że skoro najbardziej zainteresowany,
czyli Potter, nie nawiązał o tego zajścia w żaden sposób, oznaczało to tyle, że
po prostu się nie zorientował, że Evans w ogóle dowiedziała się tamtego
wieczora o ich rozstaniu.
Tak naprawdę nie było to aż tak
istotne – w tej chwili i tak wszyscy już wiedzieli, że James zerwał z Niką
Gibson. Tym, czym Lily tak naprawdę się przejmowała, były słowa dziewczyny
odnośnie uczuć Pottera do niej samej, Lily Evans. I chociaż nieustająco
twierdziła sama przed sobą, że to nijak ma się do rzeczywistości, Krukonce
udało się zasiać w jej sercu ziarnko niepokoju, które w tej chwili wykiełkowało
już na całkiem sporą roślinkę. Bardzo nie chciała uwierzyć, że mogła jednak być
przyczyną rozpadu ich związku, ponieważ miała niejasne przeczucie, że ma to
bezpośredni związek z jej własnym życiem. Nie potrafiła sprecyzować, jakiego
rodzaju wpływ miało jedno na drugie, ale szósty zmysł podpowiadał jej, że
jeżeli James w dalszym ciągu coś do niej czuje, nie może wyniknąć z tego nic
dobrego. Z tego właśnie powodu konsekwentnie unikała towarzystwa Huncwotów,
odkąd tylko z powrotem przekroczyła progi Hogwartu.
Nie rozmawiała z Rogerem. Od dawna.
W sumie to odkąd rozstali się wtedy na peronie. Postanowiła sobie, że po prostu
nie będzie starała się nawiązać z nim kontaktu, że cierpliwie poczeka, aż sobie
o niej przypomni. Była ciekawa, co wtedy zrobi. Musiała przyznać, że nie była
to do końca jej decyzja – wpływ Jamie również był tu widoczny. W zasadzie to
ona odwiodła ją od pomysłu, by doprowadzić do szybkiej konfrontacji. Jamie
oświadczyła stanowczo, że to on ma zrobić pierwszy ruch, po prostu dlatego, że
sam się do tego zobowiązał, i że nie może od tego odstąpić, ponieważ dziewczyna
ma przecież swoją godność. Jeżeli sam nie poszuka kontaktu z nią wciągu
pierwszego tygodnia po powrocie do szkoły, wtedy będzie miała prawo oficjalnie
zakończyć ten pożałowania godny związek.
Ten plan był dobry, ale niestety nie
przewidywał jednej ewentualności – że Roger nie pojawi się pierwszego dnia w
Hogwarcie. I tak się złożyło, że ta właśnie opcja stała się prawdą.
Lily odetchnęła
głęboko, przechadzając się dla uspokojenia wyludnionymi korytarzami.
Chociaż Jamie z całą pewnością by ją za to zganiła, ona się niepokoiła – brak listu od Rogera można było interpretować różnie, choć te interpretacje w jednym punkcie musiały być zbieżne; natomiast jego nieobecność w szkole nadawała temu wszystkiemu nieco innego wyrazu. No bo co jak co.. ale jeśli nie dawał znaku życia od przeszło tygodnia.. I teraz nie pojawił się w Hogwarcie..
Chociaż Jamie z całą pewnością by ją za to zganiła, ona się niepokoiła – brak listu od Rogera można było interpretować różnie, choć te interpretacje w jednym punkcie musiały być zbieżne; natomiast jego nieobecność w szkole nadawała temu wszystkiemu nieco innego wyrazu. No bo co jak co.. ale jeśli nie dawał znaku życia od przeszło tygodnia.. I teraz nie pojawił się w Hogwarcie..
- Coś się musiało
stać – mruknęła Lily, zatrzymując się raptownie. Zatrzymała wzrok na nieco już
spłowiałym gobelinie zajmującym przeszło połowę wysokości kamiennej ściany.
Chwilę biła się z myślami, w końcu jednak doszła do jednego wniosku – jeżeli
będzie się kierowała w życiu wytycznymi Jamie, niedługo przestanie to być jej
życie. Wobec całej powagi tego odkrycia zawróciła w miejscu i szybkim krokiem
udała się w kierunku gabinetu profesor MacGonagall.
***
Odkąd zobaczył ją wchodzącą do
biblioteki, nauka w ogóle mu nie szła. Nie potrafił się skupić w sobie i zająć
transmutacją, bo pozostawał pod urokiem tej niezwykłej postaci. Wcześniej ją
gdzieś widział, to było pewne – chyba nawet na imprezie sylwestrowej u
dziewczyny Jamesa. To znaczy byłej dziewczyny Jamesa.
Westchnął cicho,
dyskretnie przesuwając książki po blacie i sadowiąc się na krześle tak, by mieć
jak najlepszy widok na Krukonkę siedzącą dwa stoliki dalej. Jednego nie
przewidział – w trakcie tej operacji potrącił swój niestabilny kałamarz, który
nie dość, że się przewrócił, to potoczył się z głuchym stukiem po drewnianym
stole, rozlewając atrament na wszystkie strony. Poczuł, jak robi mu się gorąco.
Dziewczyna, wyrwana z zamyślenia niezidentyfikowanym odgłosem, podniosła znad książki chmurne spojrzenie, które przez ułamek sekundy zatrzymało się na Peterze. Dostrzegł w jej oczach błysk rozpoznania. Trwało to zaledwie mgnienie oka – zaraz pogrążyła się z powrotem w lekturze swojego opasłego tomiszcza. Peter Pettigrew był dla niej mniej więcej tak samo interesującym obiektem obserwacji, jak podniszczone wyposażenie czytelni.
Dziewczyna, wyrwana z zamyślenia niezidentyfikowanym odgłosem, podniosła znad książki chmurne spojrzenie, które przez ułamek sekundy zatrzymało się na Peterze. Dostrzegł w jej oczach błysk rozpoznania. Trwało to zaledwie mgnienie oka – zaraz pogrążyła się z powrotem w lekturze swojego opasłego tomiszcza. Peter Pettigrew był dla niej mniej więcej tak samo interesującym obiektem obserwacji, jak podniszczone wyposażenie czytelni.
Sapnął pod nosem, manewrując różdżką
tak, by oczyścić z atramentu zarówno książki, jak i swój pergamin. Przez cały
czas czuł na sobie potępiające spojrzenie pani Pince, co bynajmniej nie
pomagało mu zachować skupienia, jakiego do tego potrzebował. Nie chciał się
powtórnie wygłupić na oczach tej dziewczyny. Przemknęło mu przez głowę, że
Syriusz i Remus z pewnością wiedzieli, jak ona się nazywa – on jej nigdy nie
został przedstawiony, ale oni z całą pewnością. Była przecież przyjaciółką
Niki.
***
- Dobry wieczór, pani profesor –
bąknęła Lily, przestępując z nogi na nogę pod karcącym spojrzeniem McGonagall.
Pochłaniała ją najwyraźniej papierkowa robota i nie była zachwycona niespodziewaną
wizytą wychowanki.
- Dobry wieczór –
odparła swoim normalnym, surowym tonem, obserwując ją spod ściągniętych brwi –
proszę usiąść, panno Evans.
Posłusznie zajęła
miejsce naprzeciwko kobiety, bawiąc się krańcem bluzki. Czuła się wyjątkowo
niezręcznie.
-Czym zawdzięczam
tę przyjemność, hm? – zapytała McGonagall, wyraźnie dając jej do zrozumienia,
że to Lily powinna rozpocząć rozmowę. Co więcej, powinna to zrobić jak
najszybciej.
- Chodzi o to –
zaczęła niepewnie, podnosząc na opiekunkę onieśmielone spojrzenie – że..
chciałabym zapytać, czy wie pani może, dlaczego Roger Bones nie pojawił się w
Hogwarcie po przerwie świątecznej. Nie miałam pod niego żadnych wieści i
zaczęłam się martwić..
Oblicze profesor McGonagall
wygładziło się, kiedy spojrzała na nią z czymś w rodzaju zrozumienia.
- Pan Bones
znajduje się w Szpitalu Świętego Munga – wyjaśniła spokojnie, odkładając pióro
na w połowie zapisany pergamin – Pani Bones wysłała mi sowę z informacją, że
jej syn padł ofiarą jakiegoś niezbyt zaawansowanego uroku, który ktoś mu wysłał
listownie. Prawdopodobnie jakiś klient sklepu Zonka – dodała po chwili z ledwie
maskowanym potępieniem.
Lily patrzyła na
nią z otwartymi ustami. Do tej pory nie przyszło jej do głowy takie banalne
rozwiązanie – teraz jednak nie mogła sobie wybaczyć tego braku domyślności.
Nagle wszystko stało się dla niej jasne i klarowne. Aż nazbyt jasne i klarowne.
***
Drzwi biblioteki skrzypnęły
przeraźliwie, co stało się przyczyną chwilowego szczękościsku pani Pince.
Nienawistnym spojrzeniem obdarzyła rozbawioną dziewczynę, pragnąc najwidoczniej
rozproszyć wibrujące w powietrzu echo jej śmiechu. Towarzyszący blondynce chłopak
przygryzł wargi, starając się przegonić z głowy obraz sępa wpatrującego się w
swoją ofiarę, który nagle wydał mu się bardzo podobny do zasuszonej postaci
bibliotekarki.
Peter uniósł głowę, tak jak
większość osób znajdujących się w czytelni, lecz w przeciwieństwie do nich tak
już został na dłuższą chwilę, ponieważ z ogromną ulgą odnotował, że tymi,
którzy ośmielili się zakłócić spokój tego miejsca byli dwaj stali bywalcy:
Remus i Leanne.
Pomachał do nich
nad głowami jakichś drugoroczniaków, śląc Lupinowi błagalne spojrzenie.
Z radością
odnotował, że oboje go zauważyli i teraz zmierzają w jego kierunku, lawirując
między stołami i stosami książek. Dopiero po chwili zorientował się, że to
zajście przykuło uwagę niebieskowłosej dziewczyny – obserwowała ich mimochodem,
markując jedynie kartkowanie księgi zaklęć. Miała mały, nieco zadarty nosek i
bardzo długie rzęsy – zauważył to nawet z tej odległości, ponieważ rzucały
cienie w kształcie wachlarzy na jej policzki. Nieruchome źrenice utkwiła w
Remusie i Leanne, obserwując uważnie ich ruchy. Rozpoznała ich – przemknęło mu przez głowę.
Nie zdążył jednak poczynić żadnych
dalszych spostrzeżeń, ponieważ dwójka przyjaciół dosiadła się do jego stolika,
śpiesząc mu z pomocą. Z wdzięcznością skupił wzrok na Remusie, tłumacząc, czego
zażądała od niego profesor McGonagall, a czemu on, żadną miarą i mimo
najszczerszych chęci, nie umiał sprostać.
***
Szła znacznie szybciej, niż w
przeciwną stronę – złość wraz z nawarstwiającymi się podejrzeniami dodały jej
werwy. Przez głowę przelatywało jej tyle myśli, że nie zdążyła nawet zastanowić
się, gdzie powinna szukać swoich podejrzanych. Tak się jednak zdarzyło, jak
często w takich przypadkach, że obaj wytypowani prawdopodobni sprawcy natknęli
się na nią sami. No, może nie do końca sami – gdy wypadła jak burza zza zakrętu
korytarza na trzecim piętrze, z zaskoczeniem dostrzegła przed sobą dwie znajome
sylwetki.
- POTTER! –
zawołała, zatrzymując się gwałtownie – BLACK!
- Evans –
skonstatował Syriusz z niepomiernym zdumieniem – O co chodzi?
- Mam z wami do
pogadania – warknęła, ledwie maskując wściekłość.
- Co się stało,
Lily? – zapytał zdziwiony James, podchodząc z nic nierozumiejącym spojrzeniem.
Za nim, krok za krokiem, postępował Black z mieszanymi uczuciami na twarzy.
- Nic – zagrzmiała
– nic się, jak zwykle, nie stało! Chciałam was tylko zapytać, czy nie wiecie
przypadkiem, co się przydarzyło mojemu chłopakowi?!
- Rogerowi? –
walnął ni z działa, ni z armaty Potter, nadal nic nie pojmując – A co się miało
stać?
- No.. wiesz.. coś
się mogło stać.. w końcu.. wypadki chodzą po ludziach, no nie?.. – wymamrotał
Black, unikając jak ognia oczu rudowłosej gryfon ki.
- Black – syknęła,
wpatrując się w niego pałającym spojrzeniem – szczerze, to byłabym gotowa najpierw
oskarżyć o to Pottera.
- Hej! – włączył
się wspomniany – Możecie mi, z łaski swojej, wyjaśnić, o co chodzi?
Syriusz
odchrząknął, uciekając wzrokiem.
Przeniósł pytające
spojrzenie na Lily.
- Ktoś wysłał
Rogerowi urok – wyjaśniła wściekle, zmrużonymi oczami wpatrując się w Blacka –
Urok w kopercie. Urok w kopercie ze sklepu Zonka.
- Łapa?.. –
spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem – Ale po co?
- No jak to, po
co? – parsknął Syriusz, spoglądając na niego niewinnie – Dla żartu.
- A możesz mi
powiedzieć, Black, czemu, na Morganę, akurat JEMU?!
- Bo wydawał się
całkiem sensownym obiektem.
Lily sapnęła ze
złości wobec tej całkiem bezcelowej konwersacji.
- Zapłacisz mi za
to, Black – warknęła – nie wiem jeszcze jak, ale coś wymyślę, nie bój się.
Gwałtownie
odwróciła się na pięcie i odeszła korytarzem, czując, jak łzy złości zaczynają
powoli kształtować się pod powiekami.
***
- No i coś ty najlepszego zrobił,
człowieku? – wybuchnął Rogacz, ledwie rozdygotana z wściekłości Evans zniknęła
za rogiem.
- Merlinie, o co
wam obojgu chodzi? To był zwykły żart, przecież z tego wyjdzie – oświadczył
Syriusz obronnym tonem – Zresztą sam chciałeś gościa namierzyć.
- NAMIERZYĆ, żeby
się czegoś o nim DOWIEDZIEĆ, Łapa! A nie namierzyć, żeby podstępnie rzucić na
niego urok! Miałem budować zaufanie Lily! I nasze relacje na nowych zasadach w
ogóle!
- Uspokój się,
James – poprosił skruszony Syriusz – Szczerze, to nie pomyślałem, że to się
jakoś na tobie odbije. Po prostu uznałem, że to będzie ciekawsze niż siedzenie
na drzewie i knucie planu, który z pewnością nie wypali, i roztrząsania po raz
tysięczny wad i zalet jakiegoś kolesia, którego nawet nie znam.
James wypuścił powoli powietrze z
płuc, lewą ręką mierzwiąc sobie włosy. Bardzo starał się zapanować nad gniewem
i znaleźć jaki1eś rozsądne wyjście z sytuacji. Czuł, że znajduje się na samym
krańcu tych wielkich niczym obie Ameryki pokładów cierpliwości, które miał dla
swojego przyjaciela. Nie wróżyło to dobrze.
Odetchnął raz
jeszcze, uspokajając się.
- Posłuchaj, Łapo
– powiedział cicho, panując nad głosem – po prostu nigdy więcej tego nie rób,
dobra?
- No jasne – Black
przytaknął gorliwie, a na jego twarz wypełzł wyraz nieśmiałej ulgi – Myślisz,
że Lily będzie cię za to obwiniała?
- Nie – żachnął
się – ale pomóc to nie pomoże, wiesz?
Pokręcił głową i
oddalił się, zostawiając przyjaciela samego. To naprawdę wystarczyło, jak na
jeden dzień.
***
- Cholerny Potter i jego cholerni
kumple! – wybuchnęła Lily, zatrzasnąwszy za sobą drzwi własnego dormitorium –
Czemu oni nie mogą zostawić w spokoju mojego życia?
- Nie mam pojęcia
– skwitowała Jamie głosem wypranym z emocji. Uniosła się na łokciu i przeniosła
wzrok z najnowszego numeru „Czarownicy” na przyjaciółkę – A co takiego zrobili?
- Roger leży w
Mungu – wyjaśniła Lily, kopiąc walające się po podłodze szpargały i tym samym
torując sobie drogę do własnego łóżka – przez nich, oczywiście!
To znaczy głównie
przez Blacka. Ten gumochłon wysłał mu urok w kopercie.
- O – zdziwiła się
Lewis – skoro to Black wysłał ten urok, to co ma z tym wspólnego Potter?
- A jak myślisz? –
zapytała sarkastycznie Lily, rzucając się na materac – Black nawet nie zna
Rogera. Gdyby mu ktoś nie podsunął tego pomysłu, to by tego nie zrobił.
- No nie wiem –
mruknęła Jamie, sceptycznie unosząc brwi – Nie osądzaj go za szybko.
- Proszę cię –
parsknęła Lily – przecież to Potter. Znasz jego stosunek do mnie.
- No właśnie –
przytaknęła – a on się ostatnio zmienił. Sama mi mówiłaś. Teraz mu naprawdę
zależy, żebyś mu zaufała i traktowała jak innych znajomych, a nie jak wroga..
Myślisz, ze naprawdę by tyle zaryzykował?
Lily zagryzła wargi, spoglądając na
nią z namysłem. Poprzez opary wściekłości po raz pierwszy przebiła się myśl, że
może faktycznie nie jest tak, jak jej się wydaje.
- Tak sądzisz?.. –
spytała, już spokojnym tonem – Ale w takim razie skąd Blackowi przyszłoby do
głowy wysyłać ten urok akurat do Rogera?
- Może Potter mu
to nieświadomie podsunął. Albo nawet nie Potter, tylko ktoś inny – zasugerowała
Jamie – Każdy mógł mu powiedzieć, że jesteście razem. A on może postanowił
zemścić się na nim w imię przyjaźni, z tymże nie przyszło mu do głowy
sprawdzić, co o tym sądzi James.
- Niewykluczone –
przyznała niechętnie Lily, gwałtownie opadając na poduszki – nie mam do tego
siły, Jam. Po prostu nie mam siły.
***
Leanne czuła na karku dziwne
mrowienie – tym razem nie było ono jednak związane z bliskością Remusa. To było
inne uczucie; zupełnie, jakby ktoś ją obserwował. Uniosła wzrok znad pergaminu,
na którym Lupin zamaszystymi ruchami pióra objaśniał Peterowi twierdzenie Coloumbosa
i niemal natychmiast natknęła się na uporczywe spojrzenie Debbie Moore. No tak,
i wszystko jasne. Leanne miała ochotę palnąć sobie w łeb za własną głupotę: trzeba być zdolnym, by nie zauważyć
dziewczyny z fioletowo-niebieskimi włosami, która siedzi dokładnie na przeciwko
ciebie i od pół godziny morduje cię wzrokiem – pomyślała.
Zdolnym, albo zakochanym.
Zanim
Leanne zdążyła namierzyć ten głosik w swojej głowie, zdarzyły się trzy rzeczy:
Debbie podniosła się ze swojego miejsca, zabierając ze sobą stosik książek i
ciskając jej ostatnie wymowne spojrzenie zza okularów; Peter spojrzał na nią
przez ramię z błogą miną, zupełnie ignorując wysiłki Remusa, a w drzwiach
biblioteki stanął Amos Diggory i wycelował oskarżycielskie spojrzenie prosto w
Leanne.
***
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi,
Lily leżała na łóżku i tępo wpatrywała się w baldachim nad swoją głową. Jamie
już jakiś czas wcześniej wyparowała, mówiąc, że idzie się przejść; wobec tego
pozostawało jej jedynie zareagować jakoś na niepożądany hałas.
- Proszę! –
zawołała, nie zmieniając pozycji. Miała szczerą nadzieję, że ten ktoś po prostu
sobie pójdzie, zniechęcony jej tonem, i zostawi ją z własnymi myślami.
Niestety tak się
nie stało.
-Lily Evans? –
zapytał ktoś piskliwie. Dziewczyna niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej,
by sprawdzić, kto to taki i czego chce.
Cienki i drżący głosik okazał się
należeć do małej dziewczynki z dwoma mysimi ogonkami po obu stronach głowy.
- Tak, to ja –
odparła, poważnie zaskoczona – A mogę wiedzieć, o co chodzi?
- James Potter
pyta, czy mogłabyś poświęcić mu minutę – wyrecytowała z przejęciem – Mówi, że
to naprawdę ważne i chciałby cię przeprosić.
Lily spojrzała z
namysłem na jej płonącą przejęciem twarz. Widocznie ta misja była dla niej
wyjątkowo stresującym przeżyciem.
- Dziękuję ci, ..
Jak masz na imię?
-Melanie –
odpowiedziała nieśmiało – Melanie Watt.
- Dziękuję ci,
Melanie. Już do niego schodzę.
Dziewczynka
uśmiechnęła się i niezręcznie wycofała się z pokoju. Czerwone miała nawet
końcówki uszu.
***
- Nie mogłeś po prostu wysłać mi
sowy? – zapytała na wstępie, gdy dostrzegła czekającego na nią Pottera – Dla
tego dziecka to było bardziej stresujące przeżycie niż test z transmutacji.
Stanęła przed nim, krzyżując ramiona. W pamięci huczały jej ciągle słowa Jamie o niesprawiedliwym i przedwczesnym osądzaniu.
Stanęła przed nim, krzyżując ramiona. W pamięci huczały jej ciągle słowa Jamie o niesprawiedliwym i przedwczesnym osądzaniu.
- Mój puchacz
poleciał z listem do domu – wyjaśnił przepraszającym tonem – A, szczerze
mówiąc, zależało mi na czasie. Nie pomyślałem, że aż tak się tym przejmie.
Ja też bym nie pomyślała – przyznała w duchu Lily, spoglądając na
niego nieco łaskawszym okiem.
Wciąż nie mogła uwierzyć w to, jak
wielka zaszła w nim przemiana w tak krótkim czasie: niemalże nie rozumiała,
dlaczego jeszcze nie tak dawno już sam jego widok wystarczał, żeby ją
zirytować.
- Lily, chciałem
cię bardzo przeprosić za tę całą sytuację z Rogerem – zaczął, zbierając się w
sobie – Obawiam się, że Łapa myślał, że mi robi przysługę, tymczasem.. Nie
zapytał mnie o zdanie. Naprawdę nie życzę źle twojemu chłopakowi. Wiem, że
czasu to nie cofnie – odetchnął głęboko – ale chciałem cię przeprosić nie tylko
za Syriusza, ale też za siebie. Żałuję, że tyle razy wtrącałem się nieproszony
w twoje życie.. Ale nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.
Lily patrzyła na
niego nieruchomym wzrokiem, nieświadomie to zaciskając, to prostując palce
prawej dłoni, spoczywającej na łokciu. Jej niesforne włosy kręciły się chyba
jeszcze bardziej niż zwykle. James zacisnął zęby, powstrzymując chęć
odgarnięcia za ucho dwóch upartych kosmyków i pogłaskania piegowatego policzka.
Ogarnij się, stary – zganił się w duchu – Chcesz tylko przyjaźni i jej szczęścia. Nie
masz prawa myśleć o tym, jak bardzo aksamitna jest jej skóra, kretynie.
- W porządku –
powiedziała w końcu, a lekki rumieniec pokrył jej policzki – Doceniam, że to
powiedziałeś, Po.. James.
Uśmiechnął się
niepewnie, czując niewyobrażalną ulgę.
Wokół nich nie było żywej duszy,
pusty korytarz oświetlony był jedynie nikłym światłem pochodni. Ich odblaski
tańczyły w zielonych oczach Lily, kiedy stała przed nim, zakłopotana, wyraźnie
się nad czymś zastanawiając.
- Wiesz – zaczęła,
przezwyciężywszy zażenowanie – ja też muszę cię przeprosić, Po.. James.
- Możesz mówić
Rogacz – podpowiedział, lekko rozbawiony.
- Przepraszam –
przez ułamek sekundy kąciki jej ust uniosły się w mimowolnym uśmiechu, zaraz
jednak na jej twarzy z powrotem zagościła powaga – W zasadzie wcale nie muszę,
ale chcę. Otóż – wydęła policzki, zbierając się w sobie – Przepraszam cię za te
wszystkie razy, kiedy nazywałam cię bezmózgim kretynem, tępym gumochłonem,
nieszczęsnym idiotą..
- Imbecylem –
podsunął, maskując szeroki uśmiech – Ewentualnie niepoczytalną kreaturą.
- Uch – stęknęła,
kryjąc płonącą twarz w dłoniach – właśnie. Przepraszam.
Roześmiał się
cicho. Przezwyciężając chwilowe wahanie, zbliżył się do niej w dwóch szybkich
krokach i zdecydowanie, choć delikatnie ujął jej dłonie i odsłonił jej twarz,
Miała długie, szczupłe palce, które przy jego własnych wydawały się należeć do
dziecka. Puścił je od razu, gdy tylko skierowała na niego błyszczące spojrzenie
zielonych oczu. Otaczał ją subtelny zapach nieznanych mu kwiatów.
To wszystko trwało zaledwie kilka sekund, zanim cofnął się o krok, wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny.
To wszystko trwało zaledwie kilka sekund, zanim cofnął się o krok, wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny.
- A więc- jego
dziwnie uroczysty głos odbił się echem od kamiennych ścian – Lily Evans, czy
możemy puścić w niepamięć to, co było i zostać kolegami?
Wyciągnęła rękę i
skinęła głową. Na jej ustach czaił się cień uśmiechu, który zdawał się wróżyć
dobrze na przyszłość.
Połączył ich
krótki, przyjacielski uścisk dłoni.
***
Leanne zamknęła za sobą drzwi, stwierdziwszy,
że trafili do pustej klasy zaklęć. Odkąd zobaczyła Amosa w bibliotece, nie
odezwała się do niego ani słowem – wstała od stołu, przeprosiwszy swoich
towarzyszy i wyszła na korytarz, wyczuwając obecność Diggory’ego za plecami.
Tak oto znaleźli
się tu i teraz.
Podeszła do
katedry nauczyciela i oparła się o nią, spoglądając w końcu na towarzyszącego
jej chłopaka.
- A więc – zaczęła
dziewczyna, odchrząknąwszy – O co chodzi?
- Leanne, czy zrobiłem coś nie tak? – zapytał, zbliżając się do niej – Obraziłaś się na mnie?
- Leanne, czy zrobiłem coś nie tak? – zapytał, zbliżając się do niej – Obraziłaś się na mnie?
Uciekła
spojrzeniem, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Nie, Amos, nie zrobiłeś nic złego – powiedziała w końcu, ostrożnie dobierając słowa – Po prostu potrzebowałam trochę czasu, żeby sobie poukładać w głowie wszystkie sprawy. Sama nie wiedziałam, co czuję.. i jak dalej widzę nasze bycie razem.
- Nie, Amos, nie zrobiłeś nic złego – powiedziała w końcu, ostrożnie dobierając słowa – Po prostu potrzebowałam trochę czasu, żeby sobie poukładać w głowie wszystkie sprawy. Sama nie wiedziałam, co czuję.. i jak dalej widzę nasze bycie razem.
Patrzył na nią uważnie tymi właśnie oczami, za które
połowa uczennic Hogwartu spokojnie dałaby się pokroić, a ona stała
niewzruszenie, zaciskając palce na blacie biurka.
Zrobił jeszcze dwa
kroki, tak, że znalazł się tuż przed nią. Złowił jej dłoń, delikatnie gładząc
jej wierzch opuszką kciuka. Drugą ręką ujął jej podbródek i uniósł jej głowę,
szukając spojrzenia brązowych oczu.
- I doszłaś do
jakichś wniosków? – wymruczał jej uwodzicielsko prosto do ucha.
Leanne zamarła, sparaliżowana jego niespodziewaną bliskością.
Leanne zamarła, sparaliżowana jego niespodziewaną bliskością.
Czuła, jak
wszystkie myśli , które jeszcze chwilę wcześniej uparcie krążyły w jej głowie,
uleciały. Nagle nie potrafiła się skupić na niczym oprócz ręki Amosa, powoli
oplatającej jej talię i jego oddechu, który łaskotał ją w szyję.
- Jesteś cudowna –
wyszeptał, wprawiając ją całą w drżenie – Leanne Johnson, jesteś dziewczyną
moich snów.
Delikatnie odsunął z jej policzka
pojedyncze pasmo jasnych włosów, patrząc na jej twarz z dziwnym skupieniem,
jakby zapamiętywał każdy szczegół z osobna. A potem, niespodziewanie, pochylił
się i pocałował ją bardziej namiętnie, niż mogła przypuszczać. Trwała tak w
oszołomieniu jeszcze przez chwilę, podczas gdy on przyciągał ją do siebie coraz
bardziej zaborczo, aż w końcu otrząsnęła się z tego otumanienia i powoli, acz
stanowczo wysunęła się z jego objęć.
- Amos, dość –
powiedziała. Spojrzał na nią pytająco, nie rozumiejąc przyczyny jej sprzeciwu.
- Przepraszam,
Leanne, nie chciałem być nachalny.
Szarpnęła głową,
dając do zrozumienia, że nie o to chodzi.
- Więc co się
stało?.. – gdy tak stał, zdezorientowany, przypominał jej bezbronne dziecko we
mgle.
- Nie chcę cię
oszukiwać, Amos, ciebie i siebie przy okazji… udając, że coś do ciebie czuję.
Że jest między nami coś, czego nie ma. –
wykrztusiła wreszcie Leanne, czując dławiące poczucie winy.
Był tak
zszokowany, jakby oberwał tłuczkiem w sam środek głowy.
- Ale… ale ja myślałem…
- Przepraszam –
wyszeptała, zaciskając powieki. To było wyjątkowo tchórzliwe z jej strony, ale
nie potrafiła patrzeć spokojnie na uczucia malujące się na jego twarzy.
***
Roger,
Właśnie dowiedziałam się od profesor McGonagall, co się stało.
Przepraszam, że nie napisałam wcześniej, ale chyba zbyt mocno przejęłam się
twoją obietnicą, że to ty napiszesz jako pierwszy i zwyczajnie nie chciałam się
narzucać. Martwię się, że urok i jego skutki okazały się poważniejsze, niż na
początku przypuszczano, skoro do tej pory nie dajesz znaku życia. Mam nadzieję,
że już niedługo wrócisz do siebie i będziemy mogli się spotkać.
Z
życzeniami powrotu do zdrowia,
Lily
Lily
* *
Po pierwsze - gratuluję pierwszej rocznicy bloga. ; ) Mam nadzieję, że doprowadzisz to opowadanie do końca.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się przedstawienie Petera; wiadomo, że był nieudolny, jednak w większości opowiadań o Huncwotach, zostaje on albo pominięty, albo pokazany jako nic nie umiejący kretyn, który rzadko kiedy się odzywa.
Podobają mi się przemyślenia Lily - nie są Twoje, są jej (i tutaj wypadałoby to "jej" zaakcentować, niestety, w komentarzach nie ma takiej możliwości). Szkoda tylko, że w pewien sposób skróciłaś nam poprzedni rozdział... No, ale Evans dobrze zrobiła, postanawiając zwrócić się do profesor McGonnagal. Jamie to Jamie, ale Lily musi żyć jak Lily.
Och! Uwielbiam Cię za to, jak przedstawiasz Petera! Przez jego "rolę" w "Więźniu Azkabanu" jest traktowany po macoszemu przez blogerów, ale nie u Ciebie. To urocze, widząc, jak zaduża się w przyjaciółce Niki.
Hm... Świetnie! W końcu pokazanie profesorów jako profesorów; nie tylko podczas lekcji. Cóż, Lily wie już, dlaczego Rogera nie ma w szkole. Nie pomyślałabym, że padł on ofiarą uroku. Hm... Klient Zonka? Czyżby pani profesor McGonnagal sugerowała któregoś z Huncwotów? Mam wrażenie, że Evans też ma swoje typy...
Leanne i Remus, moja ulubiona para. Szkoda, że nie ma o nich tutaj zbyt wiele.
Hahaha! Hihihihi! Tak myślałam, Syriusz Black! Och, to było oczywiste... Uwielbiam ten fragment, uwielbiam!
"- Łapa?.. – spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem – Ale po co?
- No jak to, po co? – parsknął Syriusz, spoglądając na niego niewinnie – Dla żartu.
- A możesz mi powiedzieć, Black, czemu, na Morganę, akurat JEMU?!
- Bo wydawał się całkiem sensownym obiektem."
Kocham to, po prostu kocham! Aż parsknęłam śmiechem! Bardzo dobrze, że nie zrobił tego Potter - znów pokazujesz go jako nieco bardziej dojrzałego mężczyznę. Zapewne zyskuje w oczach Lilyanne. I uwielbiam, jak James się tak wścieka.
Uroczo. Świetnie wręcz - bez przesady, nie za szybko, bardzo rozsądnie. Lily i James przyjaciółmi. Naprawdę, świetnie! Wkurzają mnie już blogerki, które w pierwszym rozdziale opisują, jak to Potter wkurza Evans, w drugim stwierdzają jednak, że Potter jest całkiem przystojny, a w trzecim wskakują mu do łóżka. No, może nie dosłownie, ale wiesz, co mam na myśli. Podoba mi się sytuacja, gdy Rogacz zgania się w myślach i gdy podpowiada Lily jak to jeszcze go nazwała. Uśmiechnęłam się.
Dobrze. Leanne w końcu zdecydowała się i zakończyła to, co było między nią, a Diggory'm. Swoją drogą, dziwnie było mi tak czytać o podbojach miłosnych Amosa, bo wciąż mam go przed oczami, jako ojca Cedrika i to takie śmieszne jakieś. ; )
List... Cóż, list jak list. Mam tylko nadzieję, że Lily za długo z tym całym Rogerem nie będzie.
Wyłapałam jeden błąd, bo pominęłam dialogi i te wielokropki z dwoma kropkami - hah, już się do nich przyzwyczaiłam. ; )
"Nie miałam pod niego żadnych wieści i zaczęłam się martwić.." - "od".
Pozdrawiam Cię serdecznie!
PS. Zachęcam do przeniesienia się na blogspot!
PS2. Wcześniejsze PS wpisywałam właśnie na Twojego starego, onetowskiego bloga. Na szczęście komentarz się nie dodał, a po chwili zobaczyłam informację o przenosinach. : )
Niezmiernie podoba mi się nagłówek! Jest taki... lekki i przyjemny, w sam raz na bloga o Huncwotach! : )
UsuńWielkie dzięki ;) Jakiś czas temu zdecydowanie postanowiłam, że doprowadzę to opowiadanie do końca, choćby się waliło i paliło. I choćby miało mi to zająć ładnych parę lat.
OdpowiedzUsuńNaprawdę podoba ci się postać Petera? Bardzo się z tego cieszę, bo pisanie o nim przychodzi mi jakoś tak.. bez odrobiny wysiłku. Kiedyś natknęłam się na zdjęcie dziewczyny z niebiesko-fioletowymi włosami i w wielkich okularach. Zapisałam je na dysku i postanowiłam, że zrobię z niej obiekt westchnień Glizdogona. Tak oto zaczynają się wielkie historie miłosne...
Tak, Lily musi żyć po swojemu. Cieszę się, że rozbawiła cię ta rozmowa, bo własnie taki miałam zamysł ^^ Ooo tak, James stał się dojrzalszy niż Syriusz.. Mam tylko nadzieję, że ta jego 'przemiana' nie wypadła zbyt sztucznie.. W mojej głowie to wszystko trzyma się kupy, nie chciałabym jednak, żeby wyszło na to, że z notki na notkę robię z Pottera diametralnie inną osobę. Co o tym sądzisz? Szczerze, poproszę ;)
Hahah, ja też miałam z tym spory problem, bo kiedy zaczęłam pisać o Amosie, ciągle widziałam go jako przysadzistego facecika w płaszczu i okularkach. Ale udało mi się jakoś wygrać z tą wizją! :D
Co do nieszczęsnych wielokropków, muszę ci się pochwalić, że ostatnio zaczęłam się bardziej pilnować. Wczoraj napisałam gdzieś 1/4 kolejnej notki i zadowolona z siebie oświadczyłam, że idę spać. Po dziesięciu minutach zerwałam się i włączyłam z powrotem laptopa, otworzyłam dokument i do trzeciej w nocy poprawiałam wielokropki! :))
Naprawdę podoba ci się nagłówek? Nawet nie wiesz, jak się cieszę xD Do tego stopnia wkurzyłam się na onet, że decyzję o przenosinach podjęłam natychmiast. Postanowiłam od razu zmienić też szablon, bo tamten fioletowy poważnie mi już działał na nerwy. Stwierdziłam, że zanim złożę gdzieś zamówienie, znajdę jakiś tymczasowy, ale nic mi się nie podobało. A ja nie jestem zbyt cierpliwą osobą, dlatego po dwóch godzinach bezowocnych poszukiwań po prostu wybrałam parę zdjęć i stwierdziłam, że spróbuję samodzielnie zrobić coś, co będę mogła wrzucić. Niestety nigdy wcześniej nie zajmowałam się szablonami, dlatego ten jest wykonany nie tylko mało profesjonalnie, ale wręcz topornie. Miałam gigantyczną nadzieję, że to nie rzuca się w oczy aż tak bardzo.
Opowiadanie świetne! Szybko pisz i wstawiaj kolejne części, bo nie mogę już się doczekać. :D
OdpowiedzUsuńMam dla Ciebie propozycję dotyczącą zakładki "bohaterowie". W filmie był pokazany młody James Potter i może zmieniła byś zdjęcie? Napiszę zdjęcie trzech młodych Huncwotów: http://www.google.pl/imgres?q=james+potter&num=10&hl=pl&biw=1280&bih=933&tbm=isch&tbnid=KNnfGLDJrHPqeM:&imgrefurl=http://pl.harrypotter.wikia.com/wiki/James_Potter&docid=6yQWTcNdv7-AiM&imgurl=http://images3.wikia.nocookie.net/__cb57886/harrypotter/pl/images/2/23/Large_Young_Sirius_Black_and_James_Potter-rxumu7pa.jpg&w=800&h=600&ei=AzwzUMPLK8nJtAbSv4CIBg&zoom=1&iact=hc&vpx=190&vpy=193&dur=4718&hovh=194&hovw=259&tx=102&ty=101&sig=118050852843885156927&page=1&tbnh=149&tbnw=199&start=0&ndsp=23&ved=1t:429,r:0,s:0,i:112
I myślę, że będą pasować :)
Cieszę się, że moje opowiadanie Ci się podoba :) Nieustająco pracuję nad nowymi notkami. Kolejna powinna się pojawić jeszcze przed końcem sierpnia.
UsuńBardzo mi miło, że zadałaś sobie trud znalezienia zdjęć dla mnie (: Ale muszę Ci powiedzieć, że na razie raczej nie zamierzam ich zmieniać. Cóż.. znam wizerunki młodych Huncwotów, ale, jak w sumie większość filmowych odtwórców, nie tylko nie trafiły do mojego serca, ale też są odmienne niż moje wyobrażenia :P Fotografie bohaterów nijak się mają do wizji reżyserów, ale te zdjęcia są bliższe tym w mojej głowie, stąd ten wybór :)
Świetne jest to Twoje opowiadanie,bardzo mnie wciągnęło.Już nie mogę się doczekać kolejnej notki, wstawiaj szybko :D.
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki :D Nowa notka pojawi się na pewno do tego piątku. Włącznie. :)
UsuńPowinnaś dodać spis treści, bo go tutaj nie zauważyłam.
OdpowiedzUsuńHa, dawno nie odwiedzałam blogów, więc teraz nadrabiam zaległości :) Co za radość dwie notku u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie. Tak ładnie opisujesz emocje, jakoś tak subtelnie i delikatnie. Cieszę się, że Lily nie jest uparta jak wół i potrafi wszystko przemyślec i jednak nie obraziła się na Jamesa.
James - wcale nie uważam, zeby się gwałtownie zmienił jak to gdzieś napisałaś. jakby nie było dalej jest Huncwotem, tylko dorasta.
Syriusz jest wspaniały - taki Syriuszowy, choć chwilami chciałoby mu się przyłożyć :P
Cieszę się, że nie pomijasz tez Petera :)
Pozdrawiam :)
Aśka
Rewelacja. Mówię (piszę xd) to całkowicie szczerze. Mnie raczej nigdy nie interesowały opowieści z czasów Huncwotów.Zawsze gustowałam w fremione, ewntualnie dramione. Ale dzięki Tobie się to zmieniło. Bardzo lubię Lily i Jamie. Leanne zresztą też xd James zachował się bardzo uroczo. Zabieram się za dalsze czytanie bo nie moge się doczekac . Pozdrawiam ;**
OdpowiedzUsuńHej :) Miło mi, że moje opowiadanie Cię zainteresowało, skoro do tej pory gustowałaś w nieco innej tematyce. Fajnie wiedzieć, że to, co piszę, nie przyciąga tylko ze względu na schemat, w jakim się zamyka :) Mam nadzieję, że dalsze losy moich bohaterów nie zawiodą Twoich oczekiwań!
UsuńRównież pozdrawiam,
Phill
Gratuluję rocznicy!
OdpowiedzUsuńTyle tych komentarzy, że ja już nie mam co pisać ;). Ja też uważam, że bardzo zgrabnie to wszystko zrobiłaś. Nie na chama tylko naturalnie. James jest taki uroczy.
Spełniło się moje życzenie - jest więcej Petera. Dziękuję!