czwartek, 9 sierpnia 2012

3.Melancholia.


Wiatr dął niemiłosiernie, a od wczoraj pogoda niewiele się poprawiła – słońce zajrzało na błonia Hogwartu tylko na chwilkę, po czym zakryło się chmurami. Drzewa w Zakazanym Lesie gięły się w silnych podmuchach, a chatka Hagrida przycupnęła w kącie, zupełnie jak mysz pod miotłą; jakby w obawie, że wichura zechce porwać ze sobą także i ją.
Lily schowała dłonie w rękawach szaty, opuszczając ciepłą Salę Wejściową. Natychmiast uderzył w nią lodowaty podmuch, lecz dzielnie zignorowała go i skierowała się ku chatce gajowego, obdarzywszy niebo przelotnym spojrzeniem.
Nie powiedziała nikomu, że wychodzi. Szczerze mówiąc – miała ochotę choć przez chwilę posmakować samotności. Nie chodziło o to, że nagle miała dość swoich przyjaciółek – broń Boże! Ona po prostu musiała przyzwyczaić się do tego, że znowu jest w Hogwarcie. Bo, prawdę mówiąc, ten rok był jakiś inny. Trudniej było się jej przestawić, a przecież w latach poprzednich tak nie było! Co się stało ostatnimi czasy, co spowodowało tę niepokojącą zmianę? I jej parszywy nastrój?
Zatrzymała się wpół drogi i przestała mamrotać pod nosem. Zamiast tego obejrzała się za siebie kontrolnie, a upewniwszy się, że nikogo tam nie ma, odetchnęła głęboko i pokiwała głową nad swoją głupotą. Nawet gdyby ktoś za nią szedł, nie mógłby słyszeć, że rozmawia sama ze sobą. A nawet jeśli jakimś cudem by usłyszał… Cóż, trudno – nic mu do tego.
- Może chodzi o to, że ja dorosłam? – powróciła do prowadzenia monologu – I dlatego to wszystko, co mnie otacza, wydaje mi się takie odległe?
- Ja myślę – usłyszała głos tuż za sobą, aż cała struchlała – że po prostu pozbyłaś się paru złudzeń dotyczących ludzkości. To zawsze powoduje przypływ melancholii.
Odwróciła się gwałtownie i z najwyższym zdumieniem ujrzała za sobą Remusa Lupina.
- Remus! – krzyknęła, gwałtownie się uspokajając – Przestraszyłeś mnie!
- Nie chciałem – uśmiechnął się przepraszająco – wyszedłem zza cieplarni i usłyszałem, co mówiłaś.
Lily uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
- Tak tylko.. sobie… głośno myślałam. – mruknęła, wbijając wzrok w ziemię. Że też musiała się natknąć akurat na Lupina, który był taki przenikliwy! Nie chciała, żeby Huncwoci dowiedzieli się, jak bardzo zmiana relacji ze Snape’m wpłynęła na jej nastrój. Nie chciała powodować kolejnych pojedynków, z powodu których Gryffindor straci punkty.
- Nie martw się, nic nikomu nie powiem – powiedział spokojnie chłopak, patrząc na nią uważnie. Widocznie poczucie ulgi wymalowało się na jej twarzy, bo uśmiechnął się szeroko, pomachał jej ręką i ruszył w kierunku zamku.
            Evans gwałtownie wypuściła powietrze z płuc. Miała szczęście, że trafiła akurat na tego Huncwota. Gdyby to był Black, nie dałby jej żyć. Już słyszała te jego kąśliwe uwagi na temat osób, które prowadzą rozmowy na tematy zasadnicze z samym sobą… brr.
Wzdrygnęła się gwałtownie, zarówno z ulgi, jak i zimna.
***
            Chociaż spędzili w dormitorium tylko jedną noc, w jakiś pokrętny sposób Huncwotom udało się sprawić, że zapanował w nim kompletny chaos.
Na podłodze leżały otwarte kufry, prezentujące dumnie swą poplątaną zawartość. Byłe rozmieszczone w strategicznych punktach pokoju, tak, że jeśli ktoś chciał z niego wyjść, podejść do okna, szafy lub łazienki, nie mógł tego zrobić, nie potykając się o przynajmniej jeden z nich.
To jednak był dopiero początek. Sterty książek i czasopism walały się dosłownie wszędzie, poczynając od parapetu, a kończąc na wnętrzu wanny. Otwarte drzwiczki szafy ukazywały światu swą skłębioną zawartość, stanowiącą mieszankę szat szkolnych Remusa, tych do quidditcha, należących do Jamesa i różowych bokserek w króliczki, do których nikt nie chciał się przyznać.
            - Na brodę Merlina – zaklął Syriusz, wchodząc energicznie do pokoju i zawieszając wzrok na suficie – Kto to zrobił?
- Co? – spytał nieuważnie Peter, pochłonięty magazynowaniem zapasów słodkości w szufladzie szafki nocnej – Chodzi ci o te ubrania?
- Nie – zaprzeczył Syriusz, nieomal ze zgrozą – Chodzi mi o to, kto zdewastował mój motor!
Peter uniósł wzrok i napotkał smutne szczątki mugolskiego plakatu , który kiedyś przedstawiał bujną blondynkę w kostiumie kąpielowym, opierającą się o wielki czarny motor. Teraz wyglądał tak, jakby ktoś wrzucił do warzącego się tuż pod nim eliksiru wybuchającą racę – cała powierzchnia plakatu była osmalona, w kilku miejscach był rozdarty lub zupełnie zwęglony.
            Syriusz ściągnął go zaklęciem smętne pozostałości i przytulił je do serca, nieomal łkając. Gdyby wzrok mógł zabijać, Peter właśnie padłby trupem.
- To nie ja! – zawołał więc, szczerze oburzony taką insynuacją – To nie ja mam w zwyczaju miotać zaklęciami we wszystko, co się nawinie, gdy nie mogę znaleźć swojej miotły.
Nozdrza Blacka zadrgały niebezpiecznie.
- Ja nawet nie mam miotły… - dodał po chwili Peter, patrząc na niego z niepokojem – Spokojnie, Łapo, jestem pewny, że zdobędziesz nowe zdjęcie… Rogacz nie wiedział, że trafił akurat w…
- POTTER! POPAMIĘTASZ MNIE! – ryknął Syriusz, wypuszczając z objęć plakat i wypadając z dormitorium z prędkością światła.
***
            - No i jak tam, Lilka, znowu szkoła, hę? – zagadnął Hagrid, stawiając przed nią talerz wielki jak koło od roweru, pełen krajanki domowej roboty.
- Ach… hm.. w porządku. Trochę ciężko mi uwierzyć, że to już przedostatni rok. – przyznała, bawiąc się swoją odznaką.
- Taa – mruknął Hagrid, przysuwając sobie wielkie krzesło – Szkoda tej budy, co?
- I to jak… - westchnęła Lily, posłusznie biorąc do ust jak najmniejszy kawałek krajanki, który natychmiast skleił jej szczęki. Szybko łyknęła trochę herbaty, próbując rozmiękczyć jakoś wątpliwy przysmak.
- Taa, co tu dużo gadać – Hogwart to najlepsze lata w życiu czarodzieja. Później to już nie to…
Lily wreszcie udało się przełknąć oporny smakołyk, przy czym oczy prawie wyszły jej na wierzch. Spojrzała uważnie na Hagrida. Zmarkotniał wyraźnie, oczy miał szkliste i tlił się w nich żal.
- Hagridzie – zaczęła ostrożnie Lily – co cię gryzie?
- Aaa… nic takiego – zbył ją, przejeżdżając ręką po twarzy – Takie tam…
- Czyli?
- No wiesz… szkoda trochę, że mnie wywalili… I tak dobrze, że stary Dumbledore zrobił mnie gajowym, ale wtedy miałem dopiero trzynaście lat. Ten, tego… straciłem cztery lata w Hogwarcie… Nadal mógłbym czarować… a tak to.. – pociągnął głośno nosem – No ale co tam, cholibka. Trzeba żyć dalej,  widocznie tak miało być, i już. I tak byłem kiepskim czarodziejem.
Lily milczała. Zastanawiała się, czy powinna zadać pytanie, które ją nurtowało. Czuła, że tym razem Hagrid byłby skłonny udzielić jej odpowiedzi.
- Hagridzie..
- No?
- Z jakiego powodu cię wyrzucili?
- Ech.. stara historia… - Hagrid skrzywił się nieznacznie i pociągnął łyka herbaty z kubka wielkiego jak garnek – Doniósł na mnie taki jeden obrzydły ślizgon… Nazywał się Tom Riddle.
- Jak to doniósł? Że niby co robiłeś?
- No.. to było w roku, w którym znalazłem Aragoga. On był jeszcze bardzo mały i nie umiał walczyć o swoje w Zakazanym Lesie, rozumiesz, inne stworzenia by go zabiły.  – zaczął Hagrid, patrząc przed siebie pustym wzrokiem. Nagle, ku przerażeniu Lily, zaczął się trząść, a po jego policzkach potoczyły się wielkie łzy. - Nie mogłem na to pozwolić! Rozumiesz?! Nie mogłem! To był mój najlepszy przyjaciel!
- Spokojnie, Hagridzie – powiedziała przerażona Evans, klepiąc go po wielkiej dłoni – Przecież ja ci wierzę!
- Taa, wiem. Przepraszam. – wyciągnął z kieszeni wymiętą chustkę do nosa i rozgłośnie go wydmuchał. Chwilę trwało, zanim doszedł na siebie na tyle, by kontynuować – Trzymałem go w lochach, w pustej klasie… Zabierałem żarcie z Wielkiej Sali i mu przynosiłem, dwa razy dziennie… Szybko rósł, chyba nawet szybciej, niż w naturalnym środowisku… Ale nie skrzywdziłby muchy! Nawet teraz jest bardziej niebezpieczny niż wtedy! Nikomu nie przeszkadzał… Ale któregoś dnia ten cały Riddle poszedł za mną i zobaczył Aragoga… On myślał, że to Aragog jest tym potworem z Komnaty Tajemnic… że to on krzywdził dzieciaki z mugolskich rodzin… że to on zabił tę dziewczynkę! A TO NIE BYŁ ON!!
 Lily drgnęła, tak samo jak cała reszta sprzętów w izbie.
- Hagridzie… Tak mi przykro. To straszne, że wyrzucili cię za coś, czego nie zrobiłeś! Jak mogli?! To było bezpodstawne oskarżenie! – oburzyła się, gdy tylko ryk Hagrida przebrzmiał – Wyrzucili cię, przełamali różdżkę.. A to nie był twoja wina…
- Ano widzisz – mruknął ponuro, finalnie wycierając nos – Co robić. Dyrektor Dippet mu uwierzył.. to był dobry uczeń, prefekt szkoły. Nie przyszło mu nawet do głowy, że może się mylić. Wywalił mnie na zbity pysk i nawet nie zapytał o moją wersję.
- A profesor Dumbledore?! On też cię nie wysłuchał?
- Nie, nie, Dumbledore to jest równy gość. On jako jedyny nie uwierzył Riddle’owi, ale nie miał wiele do gadania. Stary Dippet chciał jak najszybciej rozwiązać sprawę komnaty, bo miał pietra, że go zrzucą ze stołka. – westchnął ciężko, odkładając chustkę na stół – No i i tak go wylali, tyle że parę lat później. Dyrektorem został Dumbledore i zrobił mnie gajowym. Dzięki niemu mam co jeść, bo inaczej… Cieszyłem się wtedy złą sławą, wiesz… Riddle wszystkim wokół rozgadał, i wtedy nie dość, że półolbrzym, to jeszcze kryminalista wywalony z Hogwartu… bez różdżki… nie wiem, co bym wtedy robił.
- Tak mi przykro, Hagridzie… Naprawdę, to takie niesprawiedliwe! Nie można już z tym nic zrobić? Może pogadam z dyrektorem, niech on..
- E, mała, lepiej nie. Już w porządku. Ludzie zapomnieli, a poza tym wielu jest takich, co się ze mną zadają, chociaż jestem nieokrzesanym mutantem. Na przykład ty. Dobrze mi się żyje, zostałem w Hogwarcie. A to był mój jedyny dom, bo ja naprawdę nie miałem dokąd pójść… Nie przejmuj się mną. Mogłem gorzej skończyć. – odchrząknął - Chcesz jeszcze krajanki?
- Och.. nie, dzięki. Muszę się zbierać, mamy dzisiaj pierwszy patrol.
- Dobra. To zmykaj, Lilka, zanim zrobi się ciemno. I pozdrów ode mnie Jamie i Leanne.
- Jasne. Do zobaczenia.
***
            Remus wpadł do dormitorium w drodze na patrol. Zostało mu trochę czasu, postanowił go więc spędzić w towarzystwie przyjaciół. Szybko jednak przekonał się, że to był błąd.
- Łapa, to tylko głupi plakat! Nie zrobiłem tego specjalnie! – krzyknął James, ledwie Lupin przekroczył próg – Kupię ci drugi!
- SKRZYWDZIŁEŚ GO! – ryknął Syriusz – Nie znajdziesz drugiego takiego! To była moja radość! Moje szczęście! MOJA MIŁOŚĆ!
Urwał, dysząc ciężko i wściekle wpatrując się w Jamesa.
- Co się stało? – zapytał ostrożnie Remus, wykorzystując chwilową przerwę. Spojrzał pytająco na Petera, który stał pomiędzy Łapą a Rogaczem i najwyraźniej próbował zapobiec rękoczynom. Już otworzył usta, by udzielić odpowiedzi, gdy uprzedził go James.
- Zniszczyłem przez przypadek ten ukochany obrazek Łapy, no wiesz, ten z motorem, który się nawet nie rusza… - zaczął Rogacz, ale widząc minę Syriusza, szybko uzupełnił – Ale kupię mu drugi! Taki sam! Albo lepszy! Jaki będzie chciał…
- Morderca! – warknął Syriusz, podbiegając do Lunatyka i podtykając mu pod nos jakieś szczątki pokryte grubą warstwą sadzy, które do tej pory przyciskał do piersi – Widzisz?! Widzisz, co ten morderca zrobił mojemu Harleyowi?!
- Nie jestem mordercą! Opanuj się, to tylko plakat!
- To była żywa istota! I w dodatku… - jęknął Syriusz, gładząc zwęglony papier – w dodatku… ON BYŁ JESZCZE TAKI MŁODY! JAK MOGŁEŚ!
- Już ci mówiłem, że to był wypadek! – zdenerwował się James – WYPADEK, pojmujesz?!
- SPOKÓJ! – ryknął Remus, czując, że ma już tego dosyć.
Dwie pary oczu, szare i orzechowe, zwróciły się na niego z niemym wyrzutem.
- Wreszcie – jęknął Peter, rozcierając uszy.
- Rogacz, Łapa, jesteście parą największych kretynów, jaką miałem okazję poznać – powiedział ze złością Remus, celując w nich różdżką.
- Dlaczego?! – zapytali jednocześnie, wyraźnie oburzeni.
- Dlatego.
Lunatyk machnął różdżką, mruknął „reparo” i wręczył Syriuszowi plakat, który wyglądał jak nowy.
- Wychodzę na patrol – rzucił na odchodnym, spoglądając na nich groźnie – Macie się natychmiast pogodzić, bo inaczej wlepię wam całoroczny szlaban, tak, żebyście nie mogli przeprowadzać treningów quidditcha.
I zamknął za sobą drzwi, niechcący wprawiając podłogę w drżenie.
- Dom wariatów – mruknął, zbiegając po spiralnych schodkach.
Był już najwyższy czas, bo za kwadrans był umówiony z Evans w zupełnie innej części zamku.
***
Mało kto miał okazję zobaczyć, jak wygląda Hogwart nocą. No, może nie do końca nocą, ale późnym wieczorem, tuż po rozpoczęciu ciszy nocnej. Oczywiście mnóstwo osób miało w swoim życiu pewne incydenty, kiedy wymykały się ukradkiem z Pokoju Wspólnego. Jednak przemykanie na paluszkach, w obawie, że z ciemności wyłoni się Filch – oj, to było zupełnie coś innego, niż bezkarne przechadzanie się korytarzami. Nocą, gdy nie wędrują po nich w obie strony setki uczniów, wyglądają zupełnie inaczej. Toną w aksamitnych ciemnościach, ponieważ jedynie co piąta pochodnia jest zapalona, a i te nie dodają samotnym wędrowcom otuchy, rzucając na kamienne ściany złowrogie cienie. Wtedy to zaczyna się w zamku drugie życie, o którym większość uczniów nie ma zielonego pojęcia.  Postacie występują z ram swoich obrazów, by odwiedzić przyjaciół kilka pięter niżej; zbroje przemieszczają się, klekocząc złowieszczo i strasząc każdego, kto się tego nie spodziewa.
 Co jakiś czas rozlega się też cichy trzask i w powietrzu pojawia się Irytek, wraz ze swoim nieodłącznym złośliwym uśmiechem. Nieznośny poltergeist od lat jest zmorą uczniów i nauczycieli, z upodobaniem rozbijając wazy, zalepiając dziurki od klucza, rzucając w pierwszoroczniaków łajnobombami  i wywrzaskując obelgi pod adresem rozdygotanej Melindy Davis z gobelinu na trzecim piętrze, która już dwa razy zbudziła cały na zamek histerycznymi krzykami. Biedaczka tak się przeraziła, że schowała się za rozwieszonym płótnem na obrazie zatytułowanym „Tkaczka”. W poszukiwania jej zostali zaangażowani wszyscy nauczyciele i uczniowie, lecz mimo to udało się ją namierzyć dopiero po tygodniu.
 Poza tym po korytarzach snuje się Pani Noriss, ukochana kotka woźnego Filcha. Pojawia się i znika zupełnie bezszelestnie, przyłapując ucznia na łamaniu regulaminu i pozostawiając go, dygoczącego ze strachu. Taki nieszczęśnik może mieć pewność, że już za moment znikąd pojawi się zaalarmowany Filch i zaciągnie go za ucho do swojego gabinetu. Taak… gdy ktoś nie zna dobrze zamku, nie ma szans odbyć bezkarnie nocnego spacerku; chyba że ma na sobie pelerynę niewidkę i na dodatek sporo szczęścia.
            Lily lubiła te późne patrole. Pozwalały jej się wyciszyć i uspokoić, a poza tym były dobrym pretekstem do rozmowy. Ona i Remus w zasadzie się nie znali, zanim nie zostali prefektami. Ich przyjaźń rozpoczęła się właśnie na wieczornych dyżurach.
            Dzisiaj jednak było inaczej. Lily czuła się odrobinę upokorzona tym, że Remus przyłapał ją na czymś, co można by uznać za nienormalne. Przez to ociągała się trochę, zmierzając na patrol. Obawiała się jego wszystkowiedzącego spojrzenia, które co chwila przypominałoby jej, że Lupin wie, jak bardzo czuje się ostatnio zagubiona. A przecież zawsze była taka pewna tego, co robiła i mówiła. Co ją nagle opętało?
            W efekcie w umówione miejsce, czyli fragment korytarza obok posągu Fryderyka Wielkiego, dotarła spóźniona. Jej partner już tam był, pogrążony we własnych myślach.
- Przepraszam, Remus – powiedziała ze skruchą – Straciłam poczucie czasu.
- Nic się nie stało – uspokoił ją chłopak – Czekałem tylko chwilę.
Poczekał, aż wyjmie różdżkę z kieszeni i ruszyli przed siebie, wymieniając opinie o pierwszym dniu w szkole i przedmiotach, które wybrali na OWUTEMy. Temat jednak szybko się wyczerpał i dalej kroczyli już w ciszy, każde pogrążone we własnych myślach.
***
            Lily natychmiast zorientowała się, że jej wcześniejsze obawy były zupełnie bezpodstawne. Remus był tego wieczoru wyjątkowo rozkojarzony i nieobecny duchem. Wyglądało na to, że zapomniał zupełnie o jej obecności. Lily miała też uzasadnione podejrzenia, że gdyby w tej chwili przez środek korytarza przecwałowało stado wściekłych hipogryfów, nawet by tego nie zauważył.
- Ekhm – odchrząknęła, czując w gardle nieprzyjemne drapanie. Chciała coś powiedzieć, jednak uznała, że po godzinie milczenia jej głos może odmówić posłuszeństwa. Nie przewidziała jednak jednego: w martwej ciszy jej chrząknięcie zabrzmiało jak wystrzał; nic więc dziwnego, że Remus aż podskoczył, gwałtownie wyrwany ze swoich rozmyślań.
- Wszystko w porządku, Lily? – zapytał nieuważnie.
- Tak, tak – odparła szybko – Zaschło mi w gardle.
- Aha – wymamrotał, nie zwracając najmniejszej uwagi na tę drobną aluzję.
Lily zerknęła na niego ukradkiem. Wyraźnie był czymś zmartwiony. Zawsze było to po nim widać: ściągnięte brwi, zaciśnięte usta i pionowa zmarszczka w ich kąciku mówiły same za siebie. Lecz teraz doszło do tego coś jeszcze – Lupin nie dość, że zmartwiony, był najwyraźniej skrajnie wyczerpany. Wyglądał tak blado i mizernie jak nigdy.
Lily na ten widok zaniepokoiła się nie na żarty: co mogło gnębić go aż tak bardzo, że nie pozwalało mu spać i odcisnęło piętno na jego twarzy?
Nie miała złudzeń – gdyby to było coś, czym chciałby się z nią podzielić, już by to zrobił. Widać nie chciał lub nie mógł. Evans doszła do wniosku, że jedyne, co może dla niego zrobić, to skrócenie patrolu i umożliwienie mu skierowania się prosto do łóżka.
            - Możemy już kończyć? – zapytała więc, udając ziewnięcie – Strasznie mało śpię ostatnio.
- Dobrze – zgodził się, spoglądając na nią z roztargnieniem – Rzeczywiście wyglądasz na zmęczoną.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo do uszu obojga doszły właśnie dziwne odgłosy, dobiegające zza mijanych drzwi do pustej sali. Zmięła w ustach przekleństwo. Właśnie teraz, kiedy mieli kończyć!
Remus ostrożnie nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły bez jednego skrzypnięcia i pomieszczenie stanęło przed nimi otworem.
            Był to klasa profesor McGonagall, jej samej jednak nie było w środku. Na katedrze siedziała ciemnowłosa dziewczyna, z krawatem w barwach Revenclawu na szyi. Zgrabnymi nogami oplatała biodra Jamesa Pottera, on sam natomiast jedną rękę trzymał na jej pośladku, a drugą zanurzał we włosach. Całowali się zapamiętale, wydając przy tym ssąco – mlaszczące odgłosy.
- Ekhm – odchrząknął Remus znacząco. Para odkleiła się od siebie i oboje jednocześnie spojrzeli na intruzów. Nawet w przyćmionym świetle pochodni Lily widziała zakłopotanie malujące się na twarzy krukonki. Kojarzyła ją z kilku lekcji w piątej kalsie, musiały więc być na tym samym roku.
- Cześć, Lunio – przywitał się z przyjacielem Potter, strosząc dłonią swoje czarne włosy – cześć, Evans. Przedstawiam wam Weronikę Gibson.
W tym czasie jego nowa dziewczyna zsunęła się z biurka, zalewając się silnym rumieńcem. Unikając wzroku obu prefektów zapięła dwa górne guziki bluzki.
- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru i Revenclawu za przebywanie poza Pokojem Wspólnym w czasie godziny policyjnej– powiedziała spokojnie Lily.
- Evans, skarbie, skąd wiesz, z jakiego domu jest Weronica? – zapytał Potter, spoglądając na nią ze zdziwieniem.
- Nie nazywaj mnie tak, Potter, bo dorzucę ci kolejny szlaban – warknęła.
- Krawat – wyjaśnił skrótowo Remus.
Tymczasem Weronica wpatrywała się w bruneta zmrużonymi oczami. Najwidoczniej nie spodobał jej się fakt, że nie tylko do niej zwraca się per „skarbie”.
- No tak, krawat… Zapomniałem o nim. W takim razie… będziemy się zbierać. Prawda, Nica?
Brunetka zmierzyła go wzrokiem bazyliszka , aż się wzdrygnął. Lily stłumiła chichot.
- Każda dziewczyna jest dla ciebie skarbem? – spytała, zakładając ręce na piersi i nie pozwalając mu się objąć. Potter przewrócił oczami.
- Jasne, że nie. Co ci przyszło do głowy? To był tylko taki…
- Żart?! A skierowany do mnie czy do niej?
- Nica… daj spokój. Pogadamy o tym jutro. – powiedział stanowczo, złapał ją za łokieć i pociągnął do wyjścia. Pozwoliła na to z ociąganiem, nadal obrażona.
***
            Efekt tych zdarzeń był taki, że Lily wróciła do Pokoju Wspólnego dobrze po północy i zastała w nim zaledwie kilka osób. Najwidoczniej wymęczeni psychicznie gryfoni woleli jak najszybciej przenieść się do krainy Morfeusza i puścić w niepamięć pierwszy dzień nowego roku szkolnego.
Pokój Wspólny gryfonów należał do jednej z przytulniejszych komnat w Hogwarcie . Był okrągły i cały utrzymany w barwach Gryffindoru – złocie i purpurze. Zawdzięczał to głównie pasiastej tapecie na ścianach i rozwieszonym to tu, to tam godłom Gryffindoru. Centralny punkt pomieszczenia stanowił wielki marmurowy kominek, w którym teraz płonął wesoło ogień. Wokół niego rozlokowane było całe mnóstwo wysiedzianych foteli, sof i puf, poustawianych wokół niewielkich stolików. Natomiast po przeciwległej stronie, pod oknami, stały stoły, identyczne jak te w bibliotece, zaopatrzone w lampki z jedwabnymi abażurami i wygodne krzesła.
Po obu stronach pokoju znajdowały się identyczne drzwi, za którymi znajdowały się spiralne schodki prowadzące do dormitoriów.
            Jamie i Leanne zajęły dwa najwygodniejszych fotele, które zaciągnęły w pobliże kominka i najspokojniej w świecie grały w Eksplodującego Durnia. Lily przytaszczyła sobie trzeci i padła na niego z uczuciem ulgi.
- Jak było? – zapytała Jamie, nie unosząc wzroku znad kart.
- Jak zwykle – odparła, ziewając rozdzierająco – Potter ma nową ofiarę.
- Na kogo padło tym razem? – zapytała Leanne.
- Weronica Gibson z Revenclawu.
- Nica? – zrobiła zdumioną minę, tracąc na chwilę zainteresowanie grą – Naprawdę?
- Znasz ją? – Lily też się zdziwiła, unosząc się w fotelu do pozycji siedzącej .
- Mieszka niedaleko – wyjaśniła blondynka – Matt kiedyś z nią chodził. Zerwali już dawno temu, ale czasami się z nią widuję w wakacje. 
- Aha. W każdym razie obściskiwała się z Potterem w pustej klasie transmutacji. Pomijając to,  wydaje się być całkiem w porządku.
- HA!
Obie podskoczyły, spoglądając na Jamie pytająco.
- Wygrałam – wyjaśniła dziewczyna, z zadowoloną miną patrząc, jak karty Leanne eksplodują jedna po drugiej.
* *

7 komentarzy:

  1. Potter swoim zachowaniem doprowadzi mnie do szewskiej pasji, szczerze. Jak chce Lily to nie może wykorzystywać faktu, że każda dziewczyna wskoczyłaby mu do łóżka...To Kurkonka - powinna być mądrzejsza xD

    Kocham Remusa. Jejć. Uwielbiam jego postać. Jest taki pociągający ze swoim futerkowym problemem...

    Wiesz?
    Może ja napiszę Ci porządny komentarz jutro, bo teraz usypiam się na siedząco i nie umiem sklecić żadnego zdania xD

    Ale czytam i poprawię komentarz jutro :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za przeczytanie rozdziału ;)
      Powiem ci, że ta dziewczyna wcale nie jest głupia, wbrew pozorom. ;)
      A co do Jamesa.. no cóż. On też kiedyś dojrzeje. Z naciskiem na "kiedyś".
      Ja też uwielbiam Remusa :) Jest boski. Naprawdę. I nie mówię tu o moim, tylko tak ogólnie.
      Z twoim komentarzem nie mam problemu, generalnie lubię słuchać i czytać ludzi, którzy są nieprzytomni ze zmęczenia. Przynajmniej w moim środowisku to bardzo interesujące zajęcie^^.
      Pozdrawiam serdecznie,

      Usuń
  2. Przeczytałam kolejne dwa rozdziały i, podobnie jak Anaisse, jestem wściekła na Jamesa... Żeby jeszcze facet okazał jako taką skruchę, ale nie... Przyłapała go panna, którą rzekomo "kocha", a on się szczerzy, jakby nic złego się nie stało...
    Podoba mi się za to Jamie i relacje Lily - Remus.
    Wrażenia, póki co, coraz bardziej pozytywne:)
    Mam tylko jeszcze takie pytanie: czy ktoś Ci sprawdza notki przed publikacją? Mam na myśli, czy sprawdza interpunkcję, składnię, itp? Bo to dla mnie niecodzienne, żeby czternastolatka (tak, dalej nie umiem pogodzić się z Twoim wiekiem, musisz mi to wybaczyć) znała tak dobrze reguły pisowni:) To oczywiście komplement, bo Twoje rówieśniczki, które mam "przyjemność" znać PiShOm TrOsZkEm InAcZeJ, a na pytanie o "przecinki" odpowiadają, że w ogóle nie jedzą ryb :)
    W każdym razie - ratujesz rocznik '97 przed intelektualną zagładą:)

    No i na koniec dodam, że masz już miejsce w moich linkach, więc z pewnością będę tu zaglądać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że chciało ci się przebrnąć przez kolejne części ;)
      O tak, wiem, że zachowanie Jamesa do najrozsądniejszych nie należy, ale było w stu procentach zamierzone.
      Jamie jest moją ukochaną postacią. Uwielbiam o niej pisać, nie mam pojęcia dlaczego, ale... mniejsza z tym, prawda? Ważne, że sprawia mi to przyjemność. Właściwie lubię wszystkich swoich bohaterów, jak na razie, oczywiście, ale Jamie jest jedyna w swoim rodzaju :)
      Zadałaś pytanie, czy ktoś sprawdza moje notki przed publikacją - odpowiedź brzmi: nie. Piszę sama, później je czytam, poprawiam to, co przeoczyłam, a na koniec, jeśli coś mi nie pasuje, wprowadzam jakieś drobne, kosmetyczne poprawki, ale nie ma w tym ingerencji kogoś z zewnątrz. Jestem zaszczycona, że nie znajdujesz w moich notkach zbyt wielu błędów ;) Wiem, że dość dobrze sobie radzę ze składnią i interpunkcją, ale to zasługa tego, że w podstawówce miałam świetną polonistkę, która zaszczepiła we mnie miłość do poprawności językowej ;) Nienawidzę opowieści, w których występuje przerost treści nad formą, ja osobiście wolę, gdy jest odwrotnie :P
      Taak.. wiem, że taka typowa sŁiTaŚnA czternastolatka używa języka dość specyficznego, a ja jestem na to wyjątkowo wyczulona :) szlag mnie trafia, jak widzę coś takiego. To, że ma się czternaście lat, wcale nie znaczy, że trzeba kochać Pattinsona albo Hannah Montana. Brr.
      Rozpisałam się troszeczkę, ale trafiłaś w mój czuły punkt ;)
      Na koniec bardzo ci dziękuję za umieszczenie mnie w linkach, jestem zaszczycona, że znalazłam sobie miejsce na tak dobrze pisanym blogu jak twój. Wprost nie mogę wyjść ze zdziwienia ;)
      Oczywiście z chęcią będę cię powiadamiać o nowych notkach.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Trafiłam w czuły punkt, ale mam nadzieję, że nie uraziłam:) Nie staram się nigdy uogólniać ani powielać stereotypów. Po prostu wszystkie Twoje rówieśniczki, które mnie otaczają, są takie same, dlatego wydajesz mi się na ich tle wyjątkowa, co nie oznacza wcale, że nie wierzę w to, że jesteś w swojej kategorii wiekowej jedyna - po prostu zaliczasz się do mniejszości:) Zdaję sobie sprawę, że istnieje młodzież, która myśli, zna i stosuje reguły pisowni, itd. Po prostu, z jakichś bliżej niepojętych względów, jej przedstawiciele nie pojawiają się w moim otoczeniu, a szkoda:)

      I dziękuję za miłe słowa na temat mojego bloga:) Wspominałaś w komentarzu, że przeczytałaś dwie najnowsze notki, a całe opowiadanie nie jest, niestety tak "dobrze pisane", więc gdybyś sięgnęła początków, mogłabyś się rozczarować. Jestem obecnie na etapie poprawiania tego, co było źle, ale wszystkich swoich głupot i tak nie jestem w stanie wyprostować bez dużej ingerencji w fabułę. Niemniej, miło mi bardzo, że chociaż trochę spodobał Ci się mój styl:)

      Usuń
    3. Nie, nie uraziłaś mnie! Nie poczułam się dotknięta i nie potraktowałam twoich słów jako uogólnienia :D
      Masz rację, niestety. Porażająca większość moich rówieśniczek jest taka, jak te w twoim otoczeniu. Mnie to przeraża, stąd moje gorzkie słowa. Osobiście nie posunęłabym się nigdy do stwierdzenia, że jestem wyjątkowa, ale bezsprzecznie muszę się zgodzić, że takich osób jak ja jest raczej mało. Czasami, kiedy moje 'koleżanki' pieją nad nad aktorami, piosenkarzami, serialami, filmami, etc., czuję się, delikatnie mówiąc, wyalienowana :) A najsmutniejsze jest to, że jak już któraś czyta książkę, to tylko w wersji pdf. Pff.
      Nie stanowią całości, bo mam grono znajomych, którzy się do tej grupy absolutnie nie zaliczają, jednak gdzie się nie ruszyć, mogę być pewna, że trafię na taką cudowną postać, która z radością mi oświadczy, że kocha Jonas Brothers i nic ponad to się dla niej w życiu nie liczy.

      Usuń
  3. Hej Phil! To znowu ja! Tym razem krótko.
    Mojej uwadze nie uszedł ten piękny opis na początku. Świetne było to porównanie chatki Hagrida do myszy :).
    Cieszę się, że Lily widząc Jamesa z Inną nie rozpłakała się, nie pobiegła do dormitorium się wypłakać i nie zrobiła jakiejś innej, głupiej dziecinnej sceny jak to w niektórych ff bywa. Bardzo mnie to irytuje. Zadowala mnie też to, że Weronica (na razie) nie okazała się jakąś głupia lalą. Aha! Zapomniałam jeszcze o Syriuszu!
    Bardzo spodobała mi się ta akcja z plakatem. Przez cały czas czytania moje wargi unosiły się ku górze :)
    "przytulił je do serca, nieomal łkając"
    "SKRZYWDZIŁEŚ GO! [...] To była moja radość! Moje szczęście! MOJA MIŁOŚĆ!"
    " ON BYŁ JESZCZE TAKI MŁODY! JAK MOGŁEŚ!"
    Wybacz. nie mogłam się powstrzymać, żeby nie skopiować tych najlepszych fragmentów ;).
    Miało być krótko, ale wyszło jeszcze dłużej niż poprzednio. Lece do następnej noty!
    ~Kasia

    OdpowiedzUsuń