czwartek, 9 sierpnia 2012

2. Powracające echo sumów


Drugi dzień września uczniowie Hogwartu, tak jak i uczniowie wszystkich innych szkół na świecie, przyjęli be specjalnej niechęci, a jedynie z chłodną rezygnacją. Kolejny rok szkolny majaczył przed nimi w postaci ogromnej, dziesięciomiesięcznej bryły wysiłku umysłowego, braku czasu wolnego i ogólnego zmęczenia instytucją zwaną szkołą. Pod tym względem uczniom szóstych i siódmych klas było najtrudniej: szóstoklasistów czekał istny maraton wytężonej nauki, natomiast siódmoklasistów – przerażające widmo Okropnie Wyczerpujących Testów Magicznych.
            - Ciekawa jestem naszego nowego planu zajęć – powiedziała Leanne, gdy razem z Lily zmierzały na śniadanie – Ogromnie się cieszę, że dostałam tę dziesiątkę. Strasznie chciałabym zostać uzdrowicielem, a do tego potrzeba naprawdę rozległej wiedzy i sporych umiejętności magicznych, nie jestem pewna, czy dam radę…
- Oczywiście, że dasz radę – odpowiedziała gwałtownie Lily, spoglądając na nią wymownie – Jesteś bardzo zdolną czarownicą. Twoi przyszli pacjenci mogą spać spokojnie.
- Łatwo wam mówić, tobie i twojej dwunastce – zachichotała blondynka, dając jej przyjacielskiego kuksańca – Jesteś niesamowicie zdolna i w zasadzie już teraz masz świat u swoich stóp. Zazdroszczę ci tej łatwości, z jaką ci przychodzi to wszystko…
- Nie przesadzaj, Leanne – mruknęła Lily niepewnie, zatrzymując się. Przepuściła grupkę przestraszonych pierwszaków i dołączyła do przyjaciółki czekającej u stóp schodów – Przy wszystkich moich szkolnych sukcesach, ja nadal nie wiem, co dalej. Chciałabym zostać aurorem, ale nie jestem pewna, czy się nadaję…
            Leanne  nie odpowiedziała, zmierzyła jednak dziewczynę bystrym spojrzeniem. Od razu wyczuła, że coś jest nie tak – zwykle zaradna i raczej pewna siebie, w tej chwili Evans straciła całą swoją ikrę. Była smutna, wyraźnie przygaszona i od wczorajszego wieczoru nie przejawiała żadnych oznak radości z okazji powrotu do szkoły. A przecież tak na to czekała! Ona, która powinna wracać w glorii chwały, po rewelacyjnym zaliczeniu egzaminów! A jednak te dziesięć „wybitnych” i dwa „powyżej oczekiwań”, po otrzymaniu których Leanne do dzisiaj skakałaby z radości, jej wydawało się nie przynosić satysfakcji.
            - Lily, powiedz mi, co cię gryzie? Od wczoraj w ogóle nie jesteś sobą… - powiedziała delikatnie, kończąc swoje przemyślenia. – Tylko mi nie mów, że to Potter aż tak wyprowadził cię z równowagi.
- Nie, to nie przez niego – zaprzeczyła Lily, bawiąc się rękawem sweterka – Po prostu miałam wczoraj nieprzyjemne starcie ze Snape’m.
– Aha – mruknęła Leanne, zdajając się pojmować dokładnie wszystko – Lily, nie dręcz się tym. Dobrze wiesz, że ten człowiek nie jest wart złamanego knuta, nie ważne, czego by nie wygadywał. Nie jesteś mu nic winna, pamiętaj.
Evans nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ dotarły w końcu pod Wielką Salę.
Przed wejściem kłębił się niewielki tłumek, skutecznie tamując ruch w obie strony. Lily zaklęła pod nosem i spróbowała się przepchnąć do przodu, powtarzając co chwila: „Przepraszam, jestem prefektem!”. Miała już swój pogląd na to, jaką scenę ujrzy, i, można by rzec – nie zawiodła się. Potter i Snape, gryfon i obłudny ślizgon, stali naprzeciw siebie. Ze swojego miejsca Lily nie słyszała, co mówią, więc mogła się jedynie domyślać. Jej domysły ograniczały się do jednego zdania: „Znowu poszło o mnie.” Snape trzymał kurczowo różdżkę, a żyła na jego skroni pulsowała niebezpiecznie. Natomiast Potter był zupełnie rozluźniony i najwidoczniej świetnie się bawił. Tocząc różdżkę między palcami, od niechcenia odgarnął włosy z oczu.
- … bardzo nieładne to było, Smarkerusie – doleciał do Lily strzępek toczącej się między nimi wymiany zdań – i chyba nie udało ci się osiągnąć tego, czego chciałeś, bo ona nadal ma cię za takiego bałwana, jak przed wakacjami…
Evans spostrzegła, że Snape zamierza rzucić jakiś urok, gdy w końcu udało jej się dostać do pierwszego rzędu gapiów.
- Dość – warknęła, stając pomiędzy nimi. Gwałtownym ruchem odrzuciła na plecy swoje niesforne rude loki. – Gryffinfor i Slytherin tracą po pięć punktów za zakłócanie porządku. A teraz radziłabym się rozejść, zanim dorzucę jeszcze szlaban.
            Snape gwałtownie opuścił różdżkę i odszedł w kierunku Wielkiej Sali, łopocząc peleryną, która wydymała się na nim, upodobniając go do wielkiego nietoperza. Zawiedzeni widzowie podążyli jego śladem, natomiast Lily skierowała się powrotem ku Leanne. Nie zdołała jednak zrobić nawet jednego kroku, gdy usłyszała za plecami znienawidzony głos:
- Hej, Evans…
- Czego znowu chcesz, Potter?! – spytała nieuprzejmie, racząc go miną rozjuszonej wilczycy.
- Umówisz się ze mną? – zapytał brunet, szczerząc zęby. Jego prawa dłoń automatycznie powędrowała do włosów.
- Twoje niedoczekanie, Potter! Lepiej zejdź mi z oczu, bo jeszcze chwila, a coś ci zrobię.  – powiedziała Lily przez zęby, mrużąc groźnie oczy.
- Jestem otwarty na propozycje – odparł chłopak, wyraźnie z siebie zadowolony. Stojący nieco dalej Syriusz parsknął śmiechem. Leanne zgromiła go wzrokiem. – Mówił ci ktoś kiedyś, że złość piękności szkodzi?
- To się świetnie składa! Może w końcu się ode mnie odczepisz, Potter!
- Nie licz na to, Evans – stwierdził z rozbrajającym uśmiechem – Akurat w twoim przypadku to nie działa.
- A idź mi! – krzyknęła Lily, bliska furii – Jesteś tak samo beznadziejnie głupi, jak w zeszłym roku, Potter. Kiedy ty dorośniesz?!
- Jesteś piękna, jak się złościsz!
***
            - Wyjątkowo dobrze mi się spało dzisiaj – powiedziała Jamie, gdy pojawiła się w Wielkiej Sali kilka minut później – Tak dobrze, że nie mogłam się obudzić.
- Dość często ci się to zdarza, chciałabym zauważyć – mruknęła Lily, unosząc kąciki ust w mimowolnym uśmiechu – Tak mniej więcej pięć, sześć razy w tygodniu…
Jamie prychnęła, robiąc minę pod tytułem: „Nie będę się z tobą kłócić, ponieważ nie chcę się zniżać do twojego poziomu” i padła na wolne siedzenie. Jedenastoletnia dziewczynka, która właśnie chciała na nim usiąść, wykrzywiła usta w podkówkę. Lily zupełnie spokojnie zrzuciła Jamie z krzesła, podsunęła je z uprzejmym uśmiechem dziewczynce, a swoje przyjaciółki pociągnęła w lewo, z daleka widząc trzy wolne miejsca koło innych szóstoklasistów.
- Co to miało być?! – zapytała głęboko urażona Jamie, gdy tylko przestała prychać i wydymać usta – Pokaz dobrych manier?
- Lily jest prefektem – wyjaśniła Leanne, przewracając oczami, jakby to rozumiało się samo przez się.
- No i co? – zapytała butnie Lewis, nakładając sobie wielką porcję owsianki – Bycie prefektem to nie choroba.
Lily parsknęła śmiechem, ale nie skomentowała tej wypowiedzi. Zamiast tego nałożyła sobie tosta z dżemem pomarańczowym i zabrała się do jego konsumpcji.
            Po wczorajszej Uczcie Powitalnej Wielka Sala straciła wiele na wystroju – zniknęły wiszące w powietrzu świece, kapiące woskiem na nieostrożnych przechodniów, jak również sztandary w barwach czterech domów i wielkie godło Hogwartu. Nie paliły się też złocone kinkiety, a jedynym źródłem światła były sine promienie słoneczne wpadające przez ostrołukowe, gotyckie okna. Wielka Sala była też wyjątkowo cicha. Może dlatego, że wszyscy byli jeszcze zaspani i raczej zniechęceni, wszak fakt faktem – panował w niej względny spokój. Krukoni siedzieli na swoich miejscach i spożywali śniadanie przy szmerze kulturalnych rozmów, puchoni zbili się w ciasną kupkę przy końcu stołu i pałaszowali struclę jabłkową, natomiast przy stole ślizgonów brakowało co drugiej osoby. Lily ominęła wzrokiem Snape’a, wpatrującego się w nią natarczywie, i czym prędzej zajęła się własnym talerzem.
            - Jesz jak świnia – powiedziała Jamie z obrzydzeniem, odrzucając ledwie napoczętego tosta – Przez ciebie przeszedł mi cały apetyt!
Lily, zaskoczona, uniosła głowę. Okazało się jednak, że to nie do niej Jamie kierowała te słowa.
- Do mnie mówisz? – upewnił się Black, z ustami pełnymi jajecznicy. Na jego talerzu piętrzyła się sporych rozmiarów konstrukcja zawierająca jajka, pewną ilość grillowanych kiełbasek, marmoladę oraz pięć plasterków bekonu – o so si chodzi?
Leanne skrzywiła się z niesmakiem i odwróciła wzrok. Oparła brodę na ręce i odpłynęła myślami gdzieś daleko, nie zauważywszy, że kawałek pomidora na jej widelcu z plaskiem upadł na obrus.
Jamie zdecydowanie nalała sobie soku dyniowego i wypiła duszkiem pełną szklankę. Obrzuciła Syriusza swoim firmowym spojrzeniem – wyjątkowo deprymującym, jak Lily nieraz miała okazję się przekonać – i wyjaśniła rzeczowym głosem:
- O to, że zachowujesz się gorzej niż jaskiniowiec. Śniadanie ci nie ucieknie przecież, nie musisz jeść wszystkiego naraz.
Black zmarszczył brwi, przetrawiając jej słowa. Jednocześnie chwycił ostatni kawałek tosta, obłożył go dokładnie bekonem i dołożył trochę jajka. Po chwili wysunął język, w skupieniu ozdabiając to wszystko kleksem słodkiej marmolady. Cofnął się nieznacznie, przekrzywiając głowę. Widocznie uzyskany efekt go usatysfakcjonował, bo z zadowoloną miną chwycił powstałą kanapkę i pochłonął ją w dwóch wielkich kęsach.
- Nie rozumiem – powiedział po dłuższej chwili dogłębnych przemyśleń, między pierwszym a drugim kawałkiem kanapki – o co ci chodzi, kobieto. Po prostu jestem głodny. A że szybko jem… bo nie dziobię wszystkiego na milion kawałeczków i nie przeżuwam każdego z nich przez pięć minut, tylko biorę normalne kęsy.
- To nie były kęsy, to były kęsiska – mruknęła Lily – A ich płacz będzie pobrzmiewał w Hogwarcie na wieki.
Jamie prychnęła śmiechem. Jej bystre spojrzenie spoczęło na reszcie Huncwotów, z których każdy miała na talerzu kopiastą porcję jajecznicy i kilka kiełbasek, a w ręce trzymał grzankę lub szklankę soku.
- U was to chyba rodzinne – mruknęła w końcu, kręcąc głową z rezygnacją – A ja nie zamierzam zagłębiać się w tajemnice męskiej psychiki.
I z pełnym spokojem ugryzła swoją wielką kanapkę z sałatą, żółtym serem, boczkiem, pomidorem i kawałkiem mango wytaplanym w musztardzie.
***
            Po śniadaniu uczniowie szóstej klasy pozostali na swoich miejscach, by profesor McGonagall mogła skontrolować, czy wyniki SUMów pozwalają na kontynuowanie przedmiotów do OWUTEMów. Szybko okazało się, że zarówno Lily, jak i Leanne mogą kontynuować wszystkie przedmioty, które wybrały. W przypadku Lily, która chciała zostać aurorem, były to eliksiry, obrona przed czarną magią, zaklęcia, transmutacja i zielarstwo. Dodatkowo wybrała numerologię.
- Panna Morison – powiedziała profesor McGonagall, podchodząc do Jessiki. Spojrzała znad okularów na bardzo długi kawałek pergaminu, który trzymała w prawej ręce – Może pani kontynuować zaklęcia, transmutację, wróżbiarstwo, numerologię i opiekę nad magicznymi stworzeniami. Obrona przed czarną magią, „powyżej oczekiwań”… tak, wszystko się zgadza. Niestety „zadowalający” nie wystarcza profesorowi Slughornowi. Nie może pani kontynuować eliksirów.
Oczy Jessiki pociemniały, chociaż spodziewała się tego. Westchnęła.
- Trudno. Wobec tego jaki jeszcze przedmiot mogłabym kontynuować?
- Hmm… zielarstwo, „powyżej oczekiwań”… Tak, myślę, że to byłoby najlepsze rozwiązanie w tym przypadku. Chce pani zajmować się niebezpiecznymi stworzeniami, prawda?
- Chciałam – przytaknęła Jessica, przygryzając wargę – ale skoro nie mogę dalej uczyć się eliksirów…
- Tak się składa, że akurat w tej dziedzinie można zaistnieć nawet bez owutemu z tego przedmiotu. Po ukończeniu nauki tutaj, ochotników czeka jeszcze gruntowne szkolenie, po którym następuje egzamin z wiedzy ogólnej. Na etapie szkolenia rozpatrywane są owutemy z opieki nad magicznymi stworzeniami, zaklęć, zielarstwa i transmutacji. Później decyduje już tylko wynik egzaminu. A w pani widzę akurat spory potencjał.
- powiedziała McGonagall rzeczowym tonem, spoglądając na nią zza okularów. Jej wąskie wargi uniosły się lekko w uśmiechu. Stuknęła różdżką w pusty blankiet, który w mgnieniu oka zamienił się w kompletny plan zajęć.
Uszczęśliwiona Jessica wyglądała tak, jakby miała ochotę ją uściskać. Na szczęście powstrzymała się i jak na skrzydłach poleciała na pierwszą lekcję numerologii.
- Panna Lewis – powiedziała profesorka, odwracając się do Jamie. Zanim zerknęła na swój pergamin, uważnie spojrzała na dziewczynę, a nozdrza zadrgały jej niebezpiecznie. – Mogłaby mi pani wyjaśnić, dlaczego ma pani na sobie niekompletny mundurek szkolny?
Jamie spojrzała w dół, trochę zaskoczona. Miała na sobie plisowaną spódniczkę, , wysłużone trampki i co najmniej dwa rozmiary za dużą czarną koszulkę z napisem „Ludzie się skończyły. Jedz dżem.”, w której zwykła sypiać.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, lecz profesor McGonagall był szybsza. Obrzuciła ją zrezygnowanym spojrzeniem i powiedziała oficjalnym tonem:
- Jakikolwiek jest powód tej… niedyspozycji, prosiłabym zmienić stan rzeczy przed rozpoczęciem lekcji. Co do pani wyników, jestem raczej pozytywnie zaskoczona.
- Niech mi pani profesor wierzy, że ja również – wtrąciła Jamie z zabójczą szczerością. McGonagall zignorowała ją, poświęcając uwagę pergaminowi. – Mugoloznawstwo „wybitny”, historia magii „powyżej oczekiwań”, zaklęcia „ powyżej oczekiwań”, transmutacja „powyżej oczekiwań”, obrona przed czarną magią „powyżej oczekiwań”,  eliksiry „wybitny”… świetnie. Otrzymała pani oceny przeciw proporcjonalne do pani pracy na zajęciach, jednak nie ukrywam, ż bardzo mnie cieszy, że faktyczny stan pani wiedzy wykracza znacznie poza to, co pani pokazuje na lekcjach.
- Bardzo dziękuję, pani profesor. Mi również jest niezwykle miło, że nie jestem przygłupem, za którego mnie pani uważała przez te.. bagatela, pięć lat.
McGonagall obdarzyła ją wyjątkowo ciężkim spojrzeniem, wręczając jej gotowy plan lekcji.
- Panno Lewis, proszę jednak pamiętać, że SUMy to nie wszystko. W mojej klasie owutemowej nie trzymam nikogo na siłę – stwierdziła na koniec, a jej oczy groźnie zamigotały – Jakiekolwiek przejawy niesubordynacji nie są mile widziane.
Kobieta odwróciła się na pięcie i podeszła do Petera Pettigrew. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego.
- Biedny Peter. To jemu się oberwie za to, że ty ją wkurzyłaś – zauważyła Leanne, spoglądając na przyjaciółkę z przyganą.
Jamie wzruszyła ramionami, zajęta studiowaniem swojego nowego planu lekcji.
- Ja mam pierwsze podwójne eliksiry. A wy? – zapytała Lily, spoglądając pytająco na przyjaciółki. Obie pokiwały głowami.
- Ciekawa jestem, co zrobi stary Ślimak, kiedy zobaczy mnie na swoich zajęciach – Jamie uśmiechnęła się złośliwie, zwijając plan w trąbkę i wrzucając go do swojej połatanej torby – Stawiam galeona, że nie będzie zachwycony.
Lily i  Leanne milczały dyplomatycznie, w duchu przyznając jej rację. Mało było uczniów, którzy tak irytowali Slughorna jak Jamie.
***
Przed klasą eliksirów, mieszczącą się w lochach, zgromadziła się już cała klasa.
Składała się ona z ich trzech, Jamesa, Remusa i Syriusza, Snape’a, dwóch innych ślizgonów, puchona i Maddie Collins z Revenclawu. Razem jedynie dziesięć osób.
- Widzicie? – spytała Jamie triumfalnie – Mówiłam wam, że nie potrzebnie tak gnałyście. Staremu nawet nie chciało się ruszyć czterech liter z fotela.
Zanim ktoś zdążył jej odpowiedzieć, drzwi do klasy otworzyły się gwałtownie. Profesor Slughorn, niski i krępy mężczyzna, powoli łysiejący, za to posiadający pokaźnych rozmiarów brzuch, stanął przed uczniami w majestatycznej pozie.
Jamie zachichotała.
- Witajcie, moi mili! – zawołał Slughorn, uśmiechając się ciepło do swoich najwytrwalszych uczniów – A więc wszyscy zaliczyliście suma z eliksirów na co najmniej „powyżej oczekiwań”. Moje uznanie, naprawdę, zawsze w was wierzyłem!
- Ojejku, widzi pan, a mi się zawsze wydawało, że sądzi pan… jak to szło… że „byle troll górski ma więcej finezji i wyczucia niż ja. Wszak te dwie cechy są niezbędne, powtarzam, niezbędne mistrzowi eliksirów!”
Gdy tylko ucichł beztroski głos Jamie, cisza panująca na korytarzu nabrzmiała do rozmiarów wyżej wymienionego trolla. Profesor Slughorn spojrzał na autorkę wypowiedzi wzrokiem modliszki, szybko jednak doszedł do siebie. Odchrząknął rozgłośnie.
- Panno Lewis, to naprawdę zaskakujące, że jest pani z nami. Jak do tego doszło?
- Tak jakoś… najpierw napisałam sumy, później dowiedziałam się, że eliksiry zdałam na wybitny, a na koniec profesor McGonagall dała mi plan zajęć. Później poszłam do dormitorium, przebrałam się, zeszłam na dół, przeszłam przez Salę Wejściową, znowu zeszłam na dół, no i… oto jestem.
Leanne zgięła się nagle w potężnym wybuchu kaszlu, a Huncwoci bez żenady szczerzyli do siebie zęby. Lily szybko poklepała blondynkę po plecach, jednocześnie nadeptując Jamie na stopę.
Profesor Slughorn zrobił się czerwony na twarzy i gwałtownie poluzował krawat. Później sapnął, stęknął, zrobił się siny, by po chwili stać się bladozielony. Uczniowie obserwowali poszczególne przemiany z uniesionymi brwiami, czekając, aż zrobi się transparentny. Niestety, Slughorn zawiódł ich oczekiwania w tej kwestii.
- Zapraszam do klasy – warknął, wskazując ręką drzwi – A pana Lewis powinna mieć się na baczności, ponieważ klasa owutemowa z eliksirów jest bardzo poważną kwestią.
- Bardzo poważną kwestią – szepnął Potter, idealnie przedrzeźniając nadęty głos profesora. Remus, Syriusz i Jamie zanieśli się cichym śmiechem, a Lily wyraźnie drgnął kącik ust.
Klasa wyglądała inaczej niż zwykle. Ławki nie stały w równych rzędach, tylko zostały zestawione w dwie sześcioosobowe wyspy. Zapalone kinkiety rzucały na kamienne ściany lochu złowrogie cienie. Stojące w równych rzędach słoiki pełne mniej lub bardziej obrzydliwych ingrediencji dopełniały obrazu godnego mugolskich filmów grozy, choć raczej tych niskobudżetowych. Dziewczyny powędrowały ku tej z wysp, która była minimalnie bardziej oddalona od biurka nauczyciela. Po krótkiej chwili dołączyli do nich Huncwoci, z pokrętnymi uśmieszkami i podręcznikami w dłoniach.
- Moi drodzy, na dzisiejszej lekcji czeka was nie lada wyzwanie – zaczął profesor, stając przed katedrą i uśmiechając się szeroko. Wszystko wskazywało na to, że doszedł już do siebie. – Każdy z was w ciągu dwóch godzin musi sporządzić eliksir, z którym nie miał wcześniej do czynienia. Wybór należy do was, ponieważ, jak wiadomo, wybór eliksiru to połowa sukcesu. Starajcie się zrobić to jak najlepiej potraficie.
- Panie profesorze…
- Tak, ee.. Melanie?
- Madeleine, panie profesorze. Czy to konkurs? – zapytała nieśmiało krukonka, starając się zachować jak największy dystans pomiędzy ślizgonami oraz blondwłosym puchonem, którzy ją otaczali.
Lily za żadne skarby świata nie chciałaby znaleźć się na jej miejscu. Wolała siedzieć przy jednym stole z Potterem i Blackiem.
- Hm… tak, tak, kochani, konkurs to istotnie świetny pomysł! – profesor Slughorn aż zaklaskał, poweselawszy jeszcze bardziej – A, jak wiadomo, gdzie jest miejsce na współzawodnictwo, musi być miejsce na nagrodę dla zwycięzcy! Kiedy wy będziecie w pocie czoła uwijać się nad waszymi miksturami, ja obmyślę, jak uhonorujemy twórcę – lub twórczynię – najlepszego eliksiru.
- Co to znaczy „najlepszy eliksir”? – zapytał opryskliwie Snape, spoglądając niechętnie na nauczyciela.
Slughorn jednak aż pokraśniał z zadowolenia.
- Severus, jak zwykle konkretny! Masz talent do tworzenia eliksirów, chłopcze, niemniej jednak twój ścisły umysł również otwiera przed tobą wiele drzwi, naprawdę bardzo wiele drzwi, jeśli chodzi o warzenie bardzo skomplikowanych mikstur… tak.. o czym to ja.. a, tak! Mówiąc najlepszy, mam na myśli najbardziej zaskakujący, porywający, dziwny! No i, to warunek podstawowy – poprawnie sporządzony. Ci, którzy nie skończą przed czasem, zostają od razu pozbawieni szansy na zwycięstwo! A więc, żeby nie przedłużać… Start!
Zamaszystym ruchem obrócił wielką klepsydrę stojącą na biurku i z głębokim zadowoleniem malującym się na twarzy spoczął w wyściełanym fotelu.
           
***
            - To było do przewidzenia – westchnęła Jamie, gdy wydostały się wreszcie z dusznej klasy w lochach – Po prostu nie mogło być inaczej.
- O co ci chodzi? – zapytała Lily, poprawiając pasek torby.
- O to, że znowu uwarzyłaś najlepszy eliksir.
- Jam, ona przecież nie robi tego specjalnie! – zachichotała Leanne, choć sama wyglądała jak po stoczeniu ciężkiej bitwy.
- Po prostu…
- Tak przypadkiem wyszło?
- Właśnie!
- Też bym tak chciała.
- Uch… Mam tego dosyć. Jest w tym coś złego, że mam smykałkę do warzenia eliksirów?! – zdenerwowała się Evans, zatrzymując się raptownie. – Ty masz talent wróżbiarstwa, a nie prześladujemy cię z tego powodu, chociaż ten przedmiot jest durny jak Filch!
- Lily, to ty nie rozumiesz? – zdziwiła się szczerze Leanne.
- Czego nie rozumiem?!
- Że my jesteśmy zwyczajnie zazdrosne! – wyjaśniła Jamie takim tonem, jakby tłumaczyła jej, ile to jest dwa plus dwa.
- O tabliczkę czekolady z miodowego królestwa? – zdumiała się wielce Lily, bo to właśnie była obmyślona przez Slughorna nagroda.
- Agr… Jasne, że nie! O twój talent do eliksirów, kretynko!
- Panno Newberry, co to ma znaczyć?!
Jak spod ziemi wyrosła przed nimi profesor McGonagall, wraz ze swoją groźną miną i potępiającym spojrzeniem – Gryffindor traci dziesięć punktów. Nie należy używać takich słów w stosunku do innych uczniów. To mogłoby zranić ich uczucia.
Jamie otworzyła usta, chcąc zaprotestować, lecz kobieta zniknęła już w tłumie wypełniającym korytarz.
- Świetnie – warknęła blondynka przez zęby – Też panią lubię, pani profesor.
* *

6 komentarzy:

  1. Hej :))
    Właśnie natknęłam się na Twojego bloga i nadrobiłam rozdział 1 i 2. Jestem szczerze uradowana tym co przeczytałam. Co prawda tak zastanawiając się teraz nad tym co zobaczyłam to chciałam dać ci kilka rad, pozwolisz? : )

    Otóż.
    Genialnie wykreowałaś charakter i osobowość Jamie, która jest bezczelna i urocza.
    W Lily też pojawiają się zarysy charakteru co mi się podoba.
    Jedyna osoba, o której nie wiem nic i nie mam o niej zdania to Leanne. Jest taka...obojętna. Nie ma jakiegoś wyraźnego charakteru i proponowałabym ją podszkolić, wykreować. :))

    Huncwoci jak to Huncwoci - bezbłędni i boscy.
    Podoba mi się też fakt, że Lily toleruje tylko Remusa, a reszta jest dla niej złem koniecznym. To dopiero początki opowiadania, więc mam nadzieję, że w kolejnym odcinku nie zaczniesz jakiejś akcji typu : Lily coś czuje do Pottera. To byłoby za szybko - uwierz mi po własnym doświadczeniu. Sama to zrobiłam i gdybym mogła to zrobiłabym to całkowicie inaczej. :)
    Brak mi Petera. Nic o nim nie ma...
    Proszę, Philippo (naprawdę masz tak na imię?) jeżeli już prowadziłaś go do opowiadania to nie leceważ go. Nie musisz oczywiście robić z niego zdrajcy, albo kogoś tego pokroju. Niech po prostu będzie Glizdogon, biorący udział w życiu Huncwotów.

    Co jeszcze...a! Czytając pierwszy rozdział na początku chciałam pogratulować Ci, że nie napisałaś :
    "Przypominam też, że nie można wchodzić do Zakazanego Lasu, co chciałbym zaznaczyć kilku innym uczniom - patrzy na Huncwotów."
    A tu bach. Jak tylko o tym pomyślałam kilka linijek później to zobaczyłam i parsknęłam śmiechem. Nie mam do tego nic, ale uwierz - czytam mnóstwo opowiadań i w każdym coś takiego się znajduje. Staje się to monotonne, ale nie będę za to Cię rugać, oczywiście.
    To dopiero początki, więc życzę Ci mnóstwa weny i motywacji.
    Jeżeli informujesz o nowych odcinkach, to informuj mnie u mnie na blogu : www.the-beginning-of-eternity.blog.onet.pl
    Jeżeli masz chęci to zapraszam też do czytania :))

    Gorąco pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na rozdział 3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anaisse,
      bardzo ci dziękuję za ten obszerny i cudowny komentarz. Nie mam absolutnie nic przeciwko twoim radom, przeciwnie, tak jak pisałam w 'na dobry początek' - bardzo mi zależy na konstruktywnej krytyce i wytykaniu błędów. Jestem ci za to ogromnie wdzięczna.
      Jamie - ha, strasznie się cieszę, że ci się podoba. To zdecydowanie moja ulubiona postać. ;)
      Moja Lily z pewnością będzie osobą, która posiada charakter. Zdecydowanie nie tak charakterystyczny jak ten Jamie, ale swój własny i prywatny.
      Mogę cię też zapewnić, że w następnym rozdziale nie rzuci się w ramiona Pottera, bo chociaż ten blog jest osnuty na ich historii, nie chciałabym, aby ograniczał się tylko do Lily i Jamesa.
      Leanne - wiem, że na razie jest bezbarwna i wygląda to trochę tak, jakbym wprowadziła ją na siłę, to mogę cię zapewnić, że był to zabieg celowy. Leanne da się poznać stopniowo, z każdym kolejnym odcinkiem.
      Obiecuję ci, że nie pominę Petera, choć w jego własnym świecie wiele osób pomija jego, i to chciałam oddać na samym początku. Postaram się, żeby w kolejnej notce było go troszkę więcej ;)
      Co tam jeszcze.. .aha. Pisząc przemowę Dumbledore'a po prostu nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie dodać, chociaż wiem, jak bardzo było to banalne posunięcie, haha.
      Bardzo ci dziękuję, wena i motywacja są u mnie mile widziane. Bardzo chętnie odwiedzę twój blog i zawiadomię cię o nowej notce.
      Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń
    2. Wiem jak na początku pisania ważne są opinie innych, więc postanowiłam napisać taką obszerną, a jak! Sama lubię czytać takie komentarze, które mają w sobie dużo rad i przesłania. Absolutnie nie chcę, żebyś odbierała to jako krytykę - nawet taką konstruktywną (: , to tylko przyjacielskie rady ^^.

      Wierzę również, że Leanne nie będzie nijaka. Jestem ciekawa jej postaci, choć niezaprzeczanie moją faworytką jest Jamie. <3 Jest bezapelacyjnie bezbłędna !

      To z Dumbledorem strasznie korci, prawda? :D Sama miałam ochotę tak napisać, ale się powstrzymałam.

      Przyczepiłam się do Glizdogona, co? xD Może i nie przepadam za postacią Petera, ale uważam, że i jemu należy się zainteresowanie. Przecież jeżeli Huncwoci darzyli go tak ogromną przyjaźnią to musiał zasłużyć, nie? :D No i przecież nie zawsze był zły ^^. Od ciebie oczywiście zależy czy zrobisz z niego tego "złego" czy wiernego, trochę zagubionego Petera. Trzymam za to kciuki :)

      No i dzięki za czytanie bloga i wpisanie się do subskrypcji :) Nowi czytelnicy są bardzo ważni.

      Pozdrawiam :*

      Usuń
    3. Nie potraktowałam twojego komentarza jako krytyki, mówiłam raczej ogólnie :)
      Twoje rady są bardzo pomocne, bo takie trafne spostrzeżenia rzutują później na powstający rozdział :)
      Leanne jest jak kwiat. Musi się rozwinąć, a ja na razie staram się ją systematycznie podlewać ;) Gwoli ścisłości muszę ci powiedzieć, że to właśnie ona była pierwszą postacią, która w całości ukształtowała się w mojej wyobraźni i właściwie napędziła całe opowiadanie...
      W przyszłości, raczej niezbyt odległej, wprowadzę ten wątek. Mam tylko nadzieję, że uda mi się to zrobić tak, jak w mojej własnej głowie... Operacja z Leannne jest raczej czasochłonna, nie wykluczam więc, że w międzyczasie koncepcja ulegnie zmianie.
      Prawda, bardzo korci ;) Nie oparłam się tej pokusie, ale nic na to nie poradzę. :D
      Jeśli chodzi o Petera, to jestem ci za tę celną uwagę bardzo wdzięczna. Sama nie lubię, gdy jest pomijany.Uświadomiłam sobie, że już na początku zaczął mi się trochę wymykać. Będę musiała nad tym popracować :))
      To ja ci dziękuję za cenne rady, które wcale nie są krytyką i gorąco pozdrawiam (:

      Usuń
  2. Witam - zostawiłaś komentarz na moim blogu: mlodosc-lily-i-jamesa . Informuję Cię więc o nowym rozdziale, który dzisiaj pojawił się do opowiadania "Zakazani". :)

    Nie wiem czy chcesz być dalej informowana i w jaki sposób (preferuję GG bądź mail, jednak się dostosuję :) więc jeśli chcesz to napisz.

    Akurat nie mam chwili by przeczytać Twoje dwa rozdziały, jednak to co rzuciło mi się w oczy - przyjemna szata bloga. Aż zachęciła mnie by tu wrócić. To dobrze wróży. Jutro pewnie tu wpadnę.

    Pozdrawiam bardzo ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szata graficzna niestety nie jest moją zasługą, lecz Svitry z nagłówkowni ;)
      Mi też bardzo podoba się ten szablon, szukałam właśnie czegoś takiego - ani ciemnego, ani zbyt jasnego, ale ciepłego i cieszącego oko. Cieszę się, że nie jestem w tym odczuciu odosobniona :)
      Serdecznie zapraszam do przeczytania moich bazgrołów, szczególnie, że dzisiaj powinien pojawić się nowy rozdział.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń