piątek, 25 stycznia 2013

17. Walentynkowe różowości i emocjonalne różności cz. II


Witajcie :)  Dawno mnie tu nie było - zdecydowanie dłużej, niż planowałam. Tym razem jednak mam czyste sumienie, gdyż opóźnienie było zupełnie niezależne ode mnie. Nie mogłam opublikować posta, ponieważ wszystkie komputery w domu odmówiły posłuszeństwa i przez dwa tygodnie ferii, kiedy planowałam pokombinować z szablonem bloga, odpowiadać na komentarze, ale przede wszystkim dodać dwie nowe notki, miałam do dyspozycji jedynie telefon komórkowy. Dlatego notka pojawia się dzisiaj -za co serdecznie przepraszam wszystkich tych, którzy na nią czekali. 
~*~
Rozdział dedykowany Aśce :)
~*~

           Kiedy zamknął za sobą drzwi do gabinetu pani Pomfrey, ucichł już stukot obcasów profesor McGonagall. Udała się prosto do gabinetu dyrektora, prowadząc młodego Blacka - była tak zdenerwowana, że nie zdziwiłby się, gdyby z jej uszu zaczęła unosić się para. Szczerze mówiąc, nieco go to zdziwiło – pewien był, że widział już Minerwę McGonagall we wszystkich możliwych stadiach wściekłości, a tu taka niespodzianka - do takiej furii nie doprowadzili jej nawet tym nieszczęsnym incydentem ze Snapem i Wierzbą Bijącą pod koniec zeszłego semestru.
Za jego plecami pani Pomfrey energicznie zasunęła żaluzje, chcąc zapewnić swoim dwóm podopiecznym spokojną noc. Z pewnością miała dobre chęci, ale James był przekonany, że to zbyteczne. Gdy ktoś jest w takim szoku jak ta Ślizgonka, nic do niego nie dociera. A co dopiero, gdy ktoś jest oszołomiony i z całą pewnością nie obudzi się do rana.
Gdy pokonał pierwszy zakręt korytarza, po raz drugi tego wieczoru stanął jak wryty. Czyjś cień mignął poza zasięgiem blasku rzucanego przez pochodnię. Ktoś stał wygięty w dziwnie nienaturalnej pozycji , opierając czoło o ścianę.
Dopiero po chwili rozpoznał ciemne loki Niki.
Przemknęło mu przez myśl, że zasłabła, ale zaraz poruszyła się niespokojnie, jakby wyczuwając jego obecność.
Przestąpił z nogi na nogę, nie do końca wiedząc, jak się zachować. Co prawda przemknęło mu przez myśl, żeby się czym prędzej ulotnić, ale przemógł się, co prawda po chwili wahania. Ta chwila wystarczyła Nice na zorientowanie się, kim jest.
Przeszyła go niechętnym spojrzeniem.
- Dziękuję – powiedziała po chwili zachrypniętym głosem. Widać było po niej, że nie przychodziło jej to łatwo – Jakby nie było, uratowałeś Karen.
- Nie przesadzaj z tym ratowaniem – mruknął – po prostu szczęśliwy zbieg okoliczności. Nic by się jej nie stało.
Nie zaprzeczyła, wzruszyła tylko ramionami. Czuł, że bardzo stara się nie omijać go wzrokiem.
- Dobranoc – powiedział w końcu, przerywając niezręczną ciszę. I nie oglądając się za siebie, z pewnego rodzaju ulgą ruszył w kierunku schodów.  
***
            - Dlaczego nie powiedziałaś dziewczynom o tej aferze z twoim ojcem? – zapytał Syriusz Black, znienacka pojawiając się przy jej fotelu. Zachowując pełną swobodę złapał najbliższą pufę i usadowił się dokładnie naprzeciwko.
- Jakoś nie było okazji – zbyła go Lewis. Pragnęła sprawiać wrażenie nieporuszonej, lecz zamiast czytać, utkwiła wzrok w jednym punkcie gazety.
Black wychylił się nieznacznie i uniósł brwi.
- Nie miałem pojęcia, że planujesz w najbliższym czasie założenie rodziny – rzucił.
- Co?.. O czym ty?..
Stuknął palcem w kolorową reklamę Familijnej Miotły Wielopokoleniowej, którą tak wnikliwie studiowała.
- A, to – uspokoiła się Jamie. Starannie złożyła gazetę i położyła ją na stoliku, co było do niej zupełnie niepodobne. W każdej innej sytuacji rzuciłaby ją po prostu, gdzie popadnie. Zerknęła kontrolnie na Syriusza, który w dalszym ciągu nie spuszczał jej z oczu. To spojrzenie nie pozostawiało wątpliwości co do tego, że ją przejrzał.
- Dobra, już dobra – burknęła, buntowniczo zakładając ręce – Nie patrz się tak.
Rozluźnił mięśnie twarzy i brwi samoczynnie wróciły na swoje zwykłe miejsce.
 Parsknęła śmiechem.
- No, to teraz wujek Syriusz słucha. Czemu trzymasz to przed nimi w tajemnicy? – zapytał, przestając się uśmiechać – Ponieważ jestem osobą, która cię przypadkowo niemal wsypała, chyba zasługuję na jakieś rozsądne wyjaśnienie?
Jamie wbiła wzrok w swoje stopy, wyciągnięte na dywanie.
- Tego nie da się zrozumieć, jeśli nie jest się w podobnej sytuacji – wyjaśniła niechętnie, wyłamując palce.
- To wiem.
Rzuciła mu szybkie spojrzenie z ukosa.
- Ja po prostu nie chcę ich litości. Współczucia, czy jakkolwiek to nazwać. To jest sprawa bez znaczenia, a one przekształciłyby to w.. niewiadomo co.
- To – skrzywił się, przetrawiwszy to stwierdzenie– nie było rozsądne wyjaśnienie.
- Podważasz moją inteligencję?.. – wymamrotała, obserwując płonące drwa.
- Lewis, jesteś cholernie inteligentna. Byłbym skończonym idiotą, gdybym tego nie wiedział.
Po krótkim namyśle pokiwała głową, uśmiechając się kpiąco.
- Ale – ciągnął, unosząc palec wskazujący – w tej konkretnej sytuacji się mylisz. To są twoje najlepsze przyjaciółki. I one też są cholernie inteligentne.
- Ale to nie ma najmniejszego znaczenia w tej konkretnej sytuacji – zaprzeczyła – to akurat moja prywatna sprawa.
- Może cię zmartwię, Lewis – Syriusz uśmiechnął się szelmowsko, wstając. Odstawił pufę na poprzednie miejsce – ale nie jesteś wybrańcem.
Przewróciła oczami, mając na końcu języka ciętą ripostę.
- Jak przestaniesz na nich polegać, to one to odczują i też przestaną na tobie polegać.
Klepnął ją w kolano, zabrał z talerzyka czekoladową żabę i skierował się do dormitorium.

***
            Udało mu się pokonać ledwie połowę korytarza, kiedy z na przeciwka wypadła Lily.
- James? – zdziwiła się, zatrzymując się raptownie – Co tu robisz o tej porze?
- W zasadzie to nieustannie próbuję dostać się do dormitorium – wyjaśnił, uśmiechając się lekko – ale zaliczyłem po drodze małą przygodę.
Spojrzała na niego pytająco, obracając w dłoniach pusty flakonik.
Już otworzył usta, by udzielić jej mniej lub bardziej zwięzłej odpowiedzi, gdy do uszu obojga dotarł dziwny trzask. Towarzyszyło mu jeszcze jakieś chlipanie, może trochę jak..
- To chyba płacz – szepnęła Lily, na palcach wychylając się zza rogu – Mijałeś kogoś po drodze?
- Mijałem – przyznał niechętnie – Ale Lily, nie sądzę, żeby to był dobry..
Ale było już za późno – rude loki podrygiwały w świetle drugiej pochodni.
- No pięknie – mruknął. Zacisął zęby i odwrócił się na pięcie, by ją dogonić.
***
            W czytelni panowała przejmująca cisza, niewiele stolików było zajętych. Nic też dziwnego – był sobotni wieczór, w dodatku Walentynowy – a biblioteka była dla większości osób zbyt ambitnym miejscem na randkę.
Leanne uśmiechnęła się do swoich myśli, opierając brodę na ręce. Bezmyślnie wodziła palcem po okładce przypadkowo wybranej książki.
- Czyli dzisiaj uczymy się o utrzymaniu w czystości gospodarstwa domowego?
Drgnęła, spłoszona, i rozejrzała się w poszukiwaniu głosu. Było to zbyteczne, bo Lupin opadł na krzesło tuż obok niej, uśmiechając się szeroko.
- O, hej – przywitała się, czując, jak kąciki ust wędrują w górę bez jej pozwolenia – Faktycznie. Musiałam się.. pomylić.
Zerknęła na niego spod spuszczonych rzęs, czując, jak jej policzki powoli różowieją. Czuła się niezręcznie, zawieszona w oczekiwaniu na pytanie, które nieuchronnie miało paść: co ona tu w zasadzie robi?
Na wściekłego hipogryfa, co on sobie o niej pomyśli?
Opcje były dwie: albo, że jest nienormalna, bo zapragnęła uczyć się w sobotni wieczór, kiedy wszyscy imprezują, albo, że jest nienormalna i uknuła to wszystko, żeby go tu spotkać.
No pięknie.
***
            James czuł się jak we śnie. Tuż pod jego nosem dziewczyna, w której kochał się przez te wszystkie lata, pocieszała jego byłą, która swego czasu była o tą pierwszą niesamowicie zazdrosna, co oczywiście zaowocowało kiepsko krytą obustronną niechęcią. Zupełna abstrakcja.
Nika siedziała skulona pod ścianą, obejmując rękami kolana, oczy miała zaczerwienione i spuchnięte od płaczu, policzki, po których spływały słone krople, błyszczące i pokryte nieregularnymi plamami w odcieniu dojrzałych wiśni. Szloch wstrząsał całym jej ciałem, a zlepione końcówki włosów wpadały do buzi. Lily kucała tuż obok, przytulając ją i delikatnie głaszcząc po ramieniu.
Słodki Merlinie.  
Rogacz zmierzwił włosy, coraz dotkliwiej odczuwając napływającą falami bezradność. Coś na kształt poczucia winy walczyło w nim z przemożną chęcią ulotnienia się do wieży Gryffindoru. Niestety miał jeszcze coś, co było chyba poczuciem przyzwoitości – tylko z tego powodu stał tam jeszcze, zastanawiając się, co powinien powiedzieć – cokolwiek, co by w tej sytuacji wszystkiego nie pogorszyło.
Zanim zdążył coś wykombinować, Lily przywołała go gestem. Posłusznie kucnął obok i pochylił się do niej, sądząc, że ma zamiar coś powiedzieć – ale nie. Przyłożyła palec do ust, nakazując milczenie, i powoli wstała. Na migi kazała mu zająć miejsce pocieszyciela.
Wytrzeszczył na nią oczy i już otworzył usta, by podzielić się z nią teorią, że to nie najlepszy pomysł, ale Evans psyknęła ostrzegawczo.
- Zaraz wrócę – szepnęła uspokajająco, wycofując się – to zajmie tylko chwilę.

***
            - Masz zamiar czytać czy się uczyć? – zagadnęła – Gdzie podziałeś przyjaciół?
- Moi przyjaciele- ociągał się trochę, przejechał ręką po twarzy – gdzieś przepadli. Peter pobiegł gdzieś zaraz po lekcji teleportacji, James nawet z niej nie wrócił, a Syriusz.. są Walentynki. Zgaduję, że znalazł jakąś ofiarę na ten wyjątkowy wieczór.
- Czyli faktycznie zostały ci książki – zaśmiała się.
- Nie do końca – zaprzeczył z poważną miną. Spojrzała na niego, zdziwiona.
Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nadal się wahał. I to wahał mocno, jakby walczyły w nim dwa sprzeczne uczucia.
Przeszyło ją dziwne mrowienie. Dziwne, ale całkiem przyjemne.
- Jak to? – odważyła się, uspokajając oddech. Zacisnęła palce na kolorowej okładce poradnika.
- Nie miałem zamiaru się uczyć – wyjaśnił – ani czytać.
Po tym wyznaniu zapadła między nimi pełna napięcia cisza. Leanne nie wiedziała, czego dokładnie się spodziewa, ale coś jej mówiło, że powinna pozwolić mu mówić.
- Przyszedłem tu dzisiaj – odetchnął głęboko, spoglądając jej w oczy – Bo miałem nadzieję, że cię tu spotkam.
- No to – wydusiła, wykręcając palce – udało się.
Kiwnął głową, przysuwając bliżej swoje krzesło.
- Chciałem cię spotkać, ponieważ pomyślałem, że jeśli dzisiaj z tobą nie porozmawiam, to nie zrobię tego nigdy.
- Dzisiaj? Czemu dzisiaj? Dzisiaj są przecież.. Walentynki.. – wyjąkała, starając się opanować narastające zdenerwowanie.
- No właśnie – mruknął, spuszczając wzrok – właśnie.
***
            - Możesz mi powiedzieć, gdzie idziemy? – zapytała zdumiona i poirytowana Debbie, odgarniając z twarzy błękitny kosmyk - Bez obrazy, ale.. nie znamy się. Przychodzisz do naszego Pokoju Wspólnego, wyciągasz mnie z dormitorium, a teraz prowadzisz nie wiadomo gdzie. Po co ja w ogóle za tobą idę?..
- Spokojnie, zaraz będziemy. To przy Skrzydle Szpitalnym – wyjaśniła cierpliwie, postępując o pół kroku przed nią – To naprawdę ważne.
Moore skinęła głową, poddając się, chociaż w dalszym ciągu nie wyglądała na zachwyconą.
***
            - Bardzo cię lubię, Leanne – zaczął jeszcze raz, zdobywając się na odwagę – Wiem, że to banalne.. Ale naprawdę bardzo cię lubię.
- Ja ciebie.. ja też cię lubię, Remus – szepnęła Johnson, zastanawiając się, czy to naprawdę prowadzi do tego, co podejrzewała.
- Wiem – przerwał jej prawie że niegrzecznie – ale rzecz w tym, że z mojej strony to coś więcej niż zwykła sympatia. Leanne, ja..
Rozległ się huk zatrzaskiwanych drzwi, łomot przewróconej sterty książek i przeszywające pufnięcie, które wyrwało się z ust zdegustowanej bibliotekarki.
- O, tu jesteście! – zawołał Syriusz, z impetem siadając na wolnym krześle – Wszędzie cię szukam, Lunio. Rogacz przepadł! Zapadł się jak kamień w wodę.
- To może go poszukaj – zaproponowała Leanne, nie podnosząc głowy – musi gdzieś być.
- No, też właśnie – przytaknął energicznie, kompletnie nie wyczuwając wiszącego w powietrzu napięcia. Klepnął się w kolano i spojrzał wyczekująco na Lupina.
Blondyn opierał głowę na dłoni, miarowo pocierając skronie.
- A co wy tu w zasadzie robicie? No bo chyba się nie uczycie?
- A jak myślisz? – wycedził Remus, powoli unosząc głowę i racząc go ciężkim spojrzeniem.
- Uczycie się?! – przeraził się Black, podrywając się z krzesła – Ale jest sobota, wieczór, Walentynki! A wy tu.. a wy tu…
- Sobota, wieczór, Walentynki, a my tu. – powtórzył blondyn groźnie, posyłając mu znaczące spojrzenie.
Syriusz zmarszczył brwi, najwyraźniej nie rozumiejąc, dlaczego przyjaciel zachowuje się w stosunku do niego tak wrogo. Chwilę to zajęło, zanim na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia.
- Aha!  No tak! Sobota, Walentynki.. wieczór.. to ja ten.. to ja może.. nie będę przeszkadzał.. pójdę, poszukam Jamesa – poderwał się raz jeszcze i wykonał jakiś bezładny gest w stronę drzwi.
- Świetny pomysł – poparł go Remus – jeszcze się nam chłopak zawieruszy.
***
            W miarę jak szlochanie i siąkanie nosem stawało się głośniejsze, Debbie szła coraz wolniej. Ostatnie kilka metrów pokonała w tempie prawdziwie ślimaczym.
Lily obserwowała ją niepewnie, zatrzymując się z boku. Teraz dopiero do głowy przyszła jej myśl, że Debbie może nie być lepszą kandydatką na pocieszyciela niż James Potter czy ona sama. W końcu z jakiegoś powodu niewątpliwie się pokłóciły. Wielkie przyjaźnie nie rozpadają się ot tak, prawda?
            James uniósł głowę i spojrzał na nie z zaskoczeniem. Wstał jednak, a na jego twarzy pojawił się wyraz niezwykłej ulgi – widać było po nim, że cała ta niezręczna sytuacja kompletnie pozbawiła go zwykłego animuszu i on, James Potter – najzwyczajniej w świecie nie wie, jak powinien się zachować.
            Nica w żaden sposób nie zareagowała na nadejście Debbie, tak samo, jak pozostała niewzruszona, gdy pojawili się oni. James wycofał się dyskretnie, zatrzymując się tuż obok Lily. Pocierał zdrętwiałą rękę, krzywiąc się przy tym i mrucząc coś do siebie. Lily pokręciła głową z niedowierzaniem i energicznie zatkała mu usta ręką, z napięciem wpatrując się w Debbie.
 Krukonka stała nieruchomo, przygryzając wargę. W końcu, po nieskończenie długiej chwili, w dwóch szybkich krokach znalazła się tuż obok Niki.
Lily uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła się wycofywać na palcach, ciągnąc za sobą Jamesa.
***
            Szli wolno, ze spuszczonymi głowami. Leanne kurczowo przytulała do siebie książki, które zdążyła zabrać ze sobą, zanim pani Pince wyrzuciła ich z biblioteki w ślad za Syriuszem.
Wszystko się w niej kotłowało do tego stopnia, że miała wrażenie, że temperatura jej krwi dawno już przekroczyła normę.
Wraz z pojawieniem się Syriusza pojawiło się między nimi dodatkowe napięcie – nerwowe szukanie w głowie sposobu na podjęcie przerwanej rozmowy. A co, jeśli się rozmyślił? W ostatniej chwili? Co, jeśli nagła interwencja Syriusza stała się jego ostatnią deską ratunku?
Wszystko, co było między nimi, było dziwne.
Przecież ona nie mogła się mu podobać.. Nigdy nie widziała, by interesował się kimkolwiek. Zawsze była tylko Lily, jego najlepsza przyjaciółka, jedyna dziewczyna, z którą pozostawał w bliskich relacjach. A co, jeśli chciał, żeby tak właśnie zostało?
Odetchnęła głęboko, spuszczając wzrok. Trzeba zachować spokój.
***
            Kiedy znaleźli się w Sali Wyjściowej, w tym samym momencie odetchnęli z ulgą.
Spojrzeli na siebie podejrzliwie i wybuchnęli śmiechem. Najwyraźniej musieli w jakiś sposób rozładować to napięcie, które się w nich nagromadziło przez ostatnie dwa kwadranse.
- Tak się zastanawiałem.. – zaczął James, przepuszczając ją na schodach – A zresztą..
- Powiedz – zachęciła go Lily, podskórnie czując, że nie ma na myśli niczego, co byłoby dla niej niewygodne – Jak już zacząłeś, to dokończ.
- No dobra, tylko się ze mnie nie śmiej. Ja naprawdę nie rozumiem kobiet – zastrzegł z nieszczęśliwą miną .
- Okej – zgodziła się, lekko rozbawiona – Nie przeszłoby mi przez myśl, że może być inaczej.
Zignorował tę nieco kąśliwą uwagę, zajęty otwieraniem zamaskowanego korytarza.
- Panie przodem – ukłonił się, wywijając ręką, po czym wszedł za nią – No więc.. powiedz mi, Lily, czy ona płacze, bo jej siostrę oszołomił niedorobiony, czternastoletni wielbiciel czarnej magii, czy z jakiegoś innego powodu?
- Z jakiegoś innego powodu – odparła z niezachwianą pewnością, zatrzymując się na chwilę – To, co przydarzyło się jej siostrze to był tylko… katalizator.
- Mhm.. – mruknął, marszcząc brwi – Więc… czemu płakała tak straszliwie, że nie przeszkadzała jej moja obecność?
- Dziwne jest raczej to, że nie przeszkadzała jej moja – uściśliła, wzdychając – James, nie jestem pewnie najlepszą osobą, żeby ci to wyjaśniać.. a nawet na pewno.. ale w niej siedzi teraz niesamowicie dużo sprzecznych emocji. Dużo się ostatnio wydarzyło w jej życiu, prawda? Pewnie sama nawet nie zdawa..
James zatrzymał się raptownie, zasłaniając jej usta. Lily obejrzała się na niego, zaskoczona, ale zaraz też to usłyszała – powolne, ciężkie kroki i towarzyszące im chrapliwe sapanie.
Filch.
***
            Chociaż szła tuż obok niego, duchem była nieobecna. Obserwując ją kątem oka zobaczył, jak na jej twarzy odbijają się echa emocji, które w niej walczyły. Widział je, ale nie potrafił ich nazwać.
Pewnie modliła się, żeby tylko nie podjął przerwanego wątku, żeby nie musiała mówić tego, co próbowała właśnie ułożyć w głowie.
Jej cera była delikatna, błyszczała lekko w ciemności.
Zupełnie jak aksamit.
Zacisnął mocniej zęby, ganiąc się w duchu.
To nie twoja liga, kretynie – pomyślał – Dziewczyna taka jak ona nigdy by się tobą nie umówiła, ona po prostu była zbyt delikatna, żeby dać ci do zrozumienia, że twoje podchody są zbędne. I niepożądane. Że jesteś namolny, zupełnie niepotrzebnie, bo z tego i tak nic nie będzie.
***
            Biegł najszybciej, jak się dało, nie zważając na to, że woźny słyszy głuche odgłosy ich kroków. I tak już wiedział, że gdzieś tu są, bo widziała ich pani Norris.
Skręcił niemal w miejscu, jedną ręką trzymając Lily, a drugą oświetlając sobie drogę.
- Gdzieś tu był zapomniany schowek na miotły – wysapał, stając pod zakurzonym popiersiem kogoś, kogo zapewne powinni oboje kojarzyć z lekcji historii magii. Rozejrzał się dookoła– Tylko nie jestem pewien, czy na tym piętrze.
- To w sumie dość istotne – zauważyła Lily, również się rozglądając. Nagle zmartwiała.
- Co się stało? – zapytał, opukując ścianę.
- Pani Norris – wyjaśniła zrezygnowanym tonem, wskazując dwa błyszczące w ciemności punkty u wylotu korytarza – pilnuje nas.
Zmarszczył brwi, spoglądając na kota. Nagle wyraz jego twarzy zmienił się, zupełnie, jakby doznał olśnienia.
- Jeszcze chwila i to my jej będziemy pilnować – obiecał z szerokim uśmiechem – Już wiem, gdzie są te drzwi.
Nagle oboje zastygli. Kuśtykanie woźnego stało się nagle wyraźniejsze, jakby za chwilę miał się wyłonić zza gobelinu zasłaniającego tajemny korytarz, którym dopiero co przyszli.
- Szybko – szepnął, mocniej zaciskając palce na jej dłoni. Pobiegli oboje prosto przed siebie, przeskakując nad panią Norris. Drzwi komórki zamknęły się za nimi dokładnie w tym momencie, kiedy wściekły woźny wypadł zza gobelinu.
***
            - Remus, ja.. – zatrzymała się w pół kroku, a na jej twarzy, spowitej półmrokiem, malowała się niepewność – ja..
Patrzył na nią, zastanawiając się, co chce powiedzieć. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że zanim to usłyszy, musi zrobić coś jeszcze.
Zbliżył się do niej gwałtownie i ujął jej twarz w obie dłonie.
Zakręciło mu się w głowie od delikatnego, kwiatowego zapachu, który tak silnie mu się z nią kojarzył . W jej oczach odbijał się płomień pochodni, a w tym płomieniu widoczne było zdumienie i, w dalszym ciągu, niepewność. Mógłby utonąć w tych oczach, czuł to.
W żadnych innych, tylko tych.
Pochylił się i pocałował ją, a świat tańczący dookoła przestał tańczyć, stracił wszelkie znaczenie. Liczyła się tylko ona i on, i ta chwila, której nikt mu już nie odbierze, która zostanie z nim aż do końca.
Bez względu na to, co będzie dalej.
***
            - Udało się – szepnęła z niedowierzaniem Lily, opierając się o drzwi zapieczętowane zaklęciem – nie widział nas.
- Miałaś co do tego jakieś wątpliwości? – roześmiał się cicho Rogacz, szukając w kartonach upchanych po kątach czegoś, w czym można by rozpalić ogień, unikając ryzyka puszczenia wszystkiego z dymem – To była iście huncwocka ucieczka.
- Pomogę ci – zaofiarowała się i kucnęła tuż obok, otwierając następne pudło – Zupełnie zapomniałam, że jest już po ciszy nocnej.. dziękuję. Gdyby nie ty, McGonagall chybaby mnie zabiła, w końcu jestem prefektem.
            Owionął go oszałamiający wręcz zapach jej perfum, w tym maleńkim pomieszczeniu tak intensywny, że mógłby wywołać zawroty głowy.
James odetchnął, starając się opanować.
- Nie ma za co– wykrztusił w końcu. Na szczęście nie zwróciła uwagi na dziwny ton, jakim to powiedział, bo pochłonęła ją walka z jakimś wielkim przedmiotem, prawie tak ciężkim, jak ona sama – Daj, pomogę ci.
            Nagle Lily poczuła jego obecność tuż za plecami, gdy bez większego wysiłku przesunął wielką paczkę eliksiru do nabłyszczania, otaczając ją przy tym ramionami. Oddychała płytko, czując, jak jego zapach oplata ją niby pajęczyna. Czuła go każdą komórką ciała, każdym porem skóry.
Ciężko wypuściła powietrze, pozostając w tej samej pozycji, chociaż on już wstał i wrócił do swojego kąta, by kontynuować poszukiwania.
Przeszło jej przez myśl, że to będzie dla nich ciężka próba.
***
            Gdy ich usta się spotkały, Leanne wstrząsnął dreszcz. Nigdy, nigdy wcześniej się tak nie czuła. To było to legendarne iskrzenie, o którym się tyle naczytała.
To było właśnie to.
 Wspięła się na palce, obejmując jego szyję rękoma i odwzajemniając pocałunek. Tego właśnie chciała, w tym momencie tylko to było dla niej ważne. Tysiąc myśli przemknęło przez jej głowę, a chwilę później wszystkie zniknęły – Remus odsunął się od niej odrobinę i spojrzał jej prosto w oczy – tak, że te wszystkie bzdurne rozważania straciły na ważności, bo ona już wiedziała. I co najistotniejsze – on też.
* *

24 komentarze:

  1. :D Jeszcze nikt mi nigdy nie zadedykował notki! :D Nawet nie wiesz jak mnie uszczęśliwiłaś!
    Uwielbiam Twoje opowiadanie :)
    Syriusz i Jamie :) są super razem :)
    Biedna Nica, ale przynajmniej pogodzą się teraz z Debbie, naprawdę podoba mi się to, ze pokazujasz ją jako cżłowieka, który też ma uczucia, a nie tylko jako była Jamesa.
    Generalnie ta notka jest zupełnie na poważnie, ale nie mogłam się powstrzymac od uśmiechu czytając o wściekłości McGonnagall, to mój ulubiony nauczyciel z Hogwartu. :)
    No i Leanne i Remus, nie umiem tego opisać, ale coś w tym jest, ten delikatny romantyzm, jest w tym coś pięknego :)
    Czytanie Twoich notke sprawi mi niesamowiatą radość :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. W takim razie cieszę się, że mogłam Ci się jakoś zrewanżować za te wszystkie miłe słowa, które napisałaś pod moim adresem :) Cóż, raczej unikam postaci zupełnie bezosobowych.. co prawda bohaterowie, którzy pojawiają się tylko epizodycznie, przewijają się w każdym opowiadaniu, ja lubię wzbogacać fabułę o wszystkie wymyślone przeze mnie jednostki, które mnie intrygują. Przez to zaczynam mieć do nich bardzo osobisty stosunek i już nie sposób zrobić z nich kukiełek ;)
      Buziaki, Philippa

      Usuń
  2. Dość sporadycznie wchodzę na blogi :) więc zastałam u Ciebie aż dwie notki :)
    Podoba mi się Twój opis walentynek, jest zupełnie inny od zywczajowych opisów tego święta.
    Taki trochę refleksyjny,a jednak dużo się dzieje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapomniałam jeszcze dodać, że bardzo lubię Leanne, pewnie trochę też dlatego, że mi kogoś przypomina :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezwykle mi miło, że lubisz Leanne. Jest dla mnie bardzo, bardzo ważną postacią :) Dziękuję :D Zależało mi, żeby nie zepsuć tej notki, ze względu na moją wcześniejszą nieobecność trochę mi zajął powrót do 'formy', ale teraz wszystko jest chyba na dobrej drodze :)

      Usuń
  4. Właśnie "takiej" Ciebie mi brakowało. Ta notka ma w sobie to samo, co kilkanaście miesięcy temu przyciągnęło mnie do tego bloga. Lekkość, liryczność, urok. Cudowny wątek Leanne i Remusa - po tej scenie z Syriuszem już myślałam, że nic z tego nie wyjdzie, ale bardzo mi się spodobało mi się to, że Lupin przejął inicjatywę. Idealne Walentynki :)
    Doceniam też sposób, w jaki opisujesz relację Lily i Jamesa. Wszystko jest takie naturalne, niewymuszone, pozbawione zbędnej dramaturgii, a przez to bardzo prawdziwe i wciągające. Jestem naprawdę ciekawa, co wydarzy się dalej.
    Gratuluję świetnej notki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa, jak ja się cieszę, że Ci się podoba :D Nie powiem, bardzo mi zależało na Twojej opinii no i nie chciałabym Cię rozczarować po tych wszystkich pochwałach, które od Ciebie usłyszałam :D
      Bardzo dziękuję ;*
      Philippa :)

      Usuń
  5. Urocza, ale nieprzesłodzona. Całość iskrzy walentynkowym napięciem. Ekran laptopa to żadna bariera dla emocji Twoich bohaterów i wierz mi nowa notka to najprzyjemniejsza niespodzianka w tej sesyjnej gonitwie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie miłe słowa! Dziękuję Ci bardzo :) Postaram się jakoś "utrzymać poziom", żebyś nie odczuła zawodu ;)
      Pozdrawiam serdecznie,
      Phil

      Usuń
  6. Jest takie cudne, że jak zwykle brak mi słów. Pianie komentarzy to nie jest moja mocna strona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję :) Tak miłe słowa zdecydowanie dodają mi otuchy i motywacji do pisania o dalszych losach moich bohaterów ;)

      Usuń
  7. to było takie... ładne. Naprawdę mi się podobało, jakby już każdy z nich sięgał po upragnione szczęście. Mam tylko małe zastrzeżenia co do postawy Evans na początku rozdziału, tj konfrontacji z Rogerem, jej zachowanie było dość niedojrzałe..
    Następna kwestia, to relacje James'a z Lily, oooo!! nie mogę się doczekać kolejnej notki!!! Naprawdę jestem podekscytowana tym co dla nas wymyślisz w związku z tą dwójką, i w pełni zgadzam się z wypowiedzią "Madzi:)" na temat Rogacza i Rudej.
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie mi miło :) Mam nadzieję, że kolejny rozdział Cię nie rozczaruje.

      Usuń
  8. Tak w sesyjnej gonitwie to cudowne odprężyć się nad nowa notką.
    Po pewnych niepokojach i zgrzytach, mam wrażenie, ze znów zapanowała pewna harmonia w Twoim pisaniu.
    Za każdym razem kiedy czytam Twoje opowiadanie, wciąż na nowo jestem zdziwiona Twoim talentem.
    Bardzo mi się podoba takie przedstawienie Jamesa, z innej strony, nie tylko jako beztroskiego Huncwota. Biedak został zupełnie wytrącony z równowagi przez skomplikowaną sytuację. Aż czuć jego zmieszanie. Bardzo fajnie pokazałaś sceny z nim i Lily, to dobrze, że potrafią normalnie porozmawiać, a nie coś w stylu ona wrzeszczy, że on jest baranem, on próbuje się umówić. To takie częste spłycenie ich relacji. A przecież skoro za niego wyszła, to musiały być w nim rożne dobra cechy i kiedyś musiała się nauczyć je zauważać, nie mogło być tak, że z dnia na dzień wszystko jej się odmieniło.
    Jamie i Syriusz - powtórzę się, ale sceny z nimi należą do moich ulubionych.
    Remus i Leanne, oni są tacy podobni, tacy ostrożni, niepewni siebie, spięci... i oboje żyją trochę z boku, chowając się w świecie książek, czytają, marzą... i znaleźli tą wyjątkową, książkowa miłość, o której się tyle naczytali, którą wymarzyli... to moment, w którym powinno się być zadowolonym teoretycznie, ale prawda jest taka, że boją się o Leanne. Czują się związana emocjonalnie z jej postacią, to pewnie dlatego, że Twoje opowiadanie jak i postaci w nim występujące są w pewien sposób "żywe," dlatego własnie trochę boję się co będzie dalej Leanne. W każdym razie będę czytać dalej i zobaczę, czy moje przeczucia się sprawdzą.
    Mimo, że w notce dużo się dzieje biegnie to jakoś tak płynnie i naturalnie.
    Mimo to gdy czytam, nie mogę się oprzeć pewnemu dziwnemu wrażeniu. Nie wiem czemu, ale nie mogą odpędzić myśli, że chociaż dostajesz niemal same pochwały, to jakaś część Ciebie wciąż jest zestresowana, że nie sprostasz oczekiwaniom. Może wcale tak nie jest i ja się mylę, ale jakoś nie mogę przestać o tym myśleć. W każdym razie, nie denerwuj się. Piszesz świetnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiem, co napisać. Twój komentarz - jak zawsze, zresztą - kompletnie mnie rozbroił. Aż nie wiem, co zrobię bo takim nagromadzeniu komplementów i ważnych dla mnie uwag, które gdzieś tam świadczą o tym, że moje opowiadanie obierane jest dokładnie tak, jakbym tego chciała.
      Mam nadzieję, że udało mi się wrócić do mojego stylu pisania, co prawda napotkałam teraz pewien problem. Z tego właśnie wynika opóźnienie. Mam jednak nadzieję, że udało mi się odnaleźć dobre rozwiązanie i notka niedługo się pojawi, a ja postaram się nie martwić tym, czy aby na pewno jest wystarczająco dobra ;)

      Usuń
  9. Zazwyczaj i tak jestem zachwycona tym co piszesz, ale to że zadedykowałaś mi notke sprawia, że zachwyca mnie ona chyba jeszcze baedziej :) Nawet nie wiesz jak wielką radośc mi sprawiłas. Czuję się zaszczycona tym, że mi zadedykowałaś notkę.
    A poza tym ciagle zapominam dodać, nie wiem jak to zrobiłaś, ela bardzo mi się podoba ten padający śnieg :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłam sprawić Ci w ten sposób przyjemność :)
      Śnieg to banalna sprawa - można go znaleźć na wielu blogach z dodatkami :) Przed chwilą jednak pozbyłam się go aż do przyszłego roku - chociaż wprost uwielbiam padający śnieg zimą, szczególnie w Boże Narodzenie, teraz marzę już tylko o wiośnie :)

      Usuń
  10. Hej, a tak w ogóle to coś mi się przy[pomniało, kiedyś czytałam dużo ksiązek Montgomery i tam w jednym opowiadaniu była postać, która nazywała się Nica Gibson. :)
    Znasz moze to opowiadanie, czy to taka przypadkowa zbieżność?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskoczyłaś mnie - w tym przypadku instynktownie odpowiedziałabym Ci, że to zupełnie przypadkowa zbieżność. Przeczytałam wszystkie powieści i zbiory opowiadań L.M.Montgomery, w dzieciństwie pałałam wielką miłością do tych książek i teraz też lubię wracać do przygód Ani, ale do opowiadań nie zajrzałam spokojnie od sześciu lat.. W dodatku imiona i nazwiska moich bohaterów uwielbiam wprost wymyślać, bo to również nadaje im mój własny rys. Może zadziałała podświadomość? ;)

      Usuń
  11. O snieg zniknął :)
    Nie wiem ile razy już to przeczytałam, ale ciągle podoba mi się tak samo :)
    Widzisz nie daje ci spokoju, masz już swojego psychofana :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam serdecznie na rozdział 21 opublikowany właśnie na www.badz-mym-jutrem.blogspot.com
    Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia ; )
    wanilia.

    Ugh, mam nadzieję, że w końcu będę mogła przysiąść do czytania nowych rozdziałów. W ferie zaczęłam czytać od nowa, ale teraz znów zaczęła się szkoła i właściwie nie mam na nic czasu, ale obrałam sobie postanowienie, iż do 10 marca nadrobię wszelkie zaległości na wszystkich czytanych niegdyś przeze mnie bloga, tak więc spodziewaj się w krótce długiego komentarza. ; )

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziewczyno jesteś genialna! (: to jeden z najlepszych blogów o tej tematyce jaki kiedykolwiek czytałam! :D jestem pod wielkim wrażeniem! Proszę pośpiesz się z dodaniem kolejnego rozdziału! Nie skazuj mnie na tak długie czekanie! :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Niesamowicie jest usłyszeć coś takiego, szczególnie w chwili zwątpienia. Mam nadzieję, że nowy rozdział uda mi się dodać już niedługo, a Ty nie zniechęcisz się czekaniem i jednak jeszcze tu zajrzysz :)
      Pozdrawiam,
      Philippa

      Usuń
  14. No, no...James bohaterem. Jeszcze ten schowek na miotły... po prostu cudownie. To jest to na co tak długo czekałam! Pocałunek Leanne i Remusa oraz spotkanie Lily i Jamesa.
    "- Aha! No tak! Sobota, Walentynki.. wieczór.. to ja ten.. to ja może.. nie będę przeszkadzał.. pójdę, poszukam Jamesa – poderwał się raz jeszcze i wykonał jakiś bezładny gest w stronę drzwi." - uśmiałam się przy tym fragmencie!

    OdpowiedzUsuń